Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
Czytając Synowi książki zawsze jestem tuż przy nim. To nasze wspólne chwile. Czytanie nie jest wyłącznie sposobem na zabicie czasu czy poznanie świata; przede wszystkim to poznawanie własnego Dziecka jest dla mnie absolutnie kluczowe. Kątem oka podpatruję jego reakcje. Doświadczam niemal na sobie na sobie zmian w jego dziecięcym ciele: czuję napinanie wewnętrznych strun i symfonię emocji grających mu w duszy. Ten Mały Człowiek to najwspanialsze dzieło stworzenia - a ja mam zaszczyt móc go z uwagą i fascynacją odczytywać.
Czytam też samej sobie. Dla rozrywki, poznania lub ubogacenia duchowego. Potrafię docenić każdy typ książki, jeśli dzieło jest dobre, zapada w pamięć i zostawia we mnie choćby swoisty wodny znak. Sięgam też po te, które pozornie kaleczą czytelnika. To nieoceniona kuracja dla niegdyś zmartwiałej duszy. Parę wybitnych książek przewartościowało mój system wartości i sprawiło, że zmieniłam sposób postrzegania świata. Lektury otwierają mnie na świat. Dzięki nim jestem, kim jestem i gdzie jestem. Świat znów potrafi mnie zdumiewać.
Jednak wciąż to kiążka, która otwiera przede mną moje Dziecko i mnie samą, która scala nasze myśli i jednoczy we współodczuwaniu, pozostaje dla mnie czymś najcenniejszym, co mogę nam ofiarować w prostocie życia; wspólna lektura to najbardziej wartościowy prezent.
-
Narracja zgrabna, momentami usypiająca. Poziom merytoryczny do ogarnięcia przez przyrodoluba laika. W książce zetknęłam się z bardzo dobrze naszkicowanym obrazem przyrody odmiennej od naszej. Liczne nazwy i opisy poszczególnych gatunków uzmysłowiły mi, że moje amatorskie przyrodoznastwo ogranicza się skrajnie do przyrody stricte polskiej.
-
Robię się wybredna. Musiałam odnaleźć w sobie nieco samozaparcia, by dokończyć lekturę. Czytałam wspomnienia cudzego życia, tak różnego od mojego - i choć w specyficznym postrzeganiu świata - czy raczej jego dostrzeganiu - wtóruję autorowi, to jednak jako całość książka nie stanowiła dla mnie niczego ponad naprawdę dobrą, zgrabną narrację.
-
Przebodźcowujaca kolorystyka i sposób prezentacji treści. • Dziecko nie było zainteresowane książką.
-
Od jakiegoś czasu naprawdę lubię konfrontować swoje przekonania z przekonaniami innych - szczególnie popartymi wiedzą ze wskazywanymi źródłami. Tak, wyszłam ze swojej "bańki informacyjnej" i do żadnej łatwo ponownie wlepić się nie dam. Sięgam więc czasem po książki takie jak ta, z nadzieją, że ubogacą mój światopogląd o kolejną porcję sprawdzonych, nieznanych mi wcześniej informacji. • Czy ta pozycja sprostała temu zadaniu? Patrząc na całokształt - i tak i nie. Owszem, autorka przedstawiła sporą ilość nieznanych mi informacji, jednak sama nie wyszła ze swojej strefy komfortu i nie pokusiła się choćby o bliższe przyjrzenie się na łamach książki jednemu ze zjawisk/ sloganów / paradygmatów / przekonań, które wrzuca do wspólnego, wielkiego wora opisanego jako "DEZINFORMACJA/TEORIA SPISKOWA". Stała się zatem w moich oczach poniekąd ofiarą zjawiska, o którym sama pisze. A pisze niesiona emocjami - i choć z początku przyjęta perspektywa mogła sprawiać wrażenie obiektywnej, a przynajmniej możliwie neutralnej, o tyle z biegiem czytania natykałam się na coraz więcej gry na emocjach czytelnika. Bardzo mnie to w lekturze mierziło: te wszystkie trzykropki, po których następowało odkrywcze lub sarkastyczne "tadaaam", budowanie pejoratywnych wizerunków opisywanych postaci łącznie ze skupianiem się na ich fizjonomii, a z pomijaniem lub marginalizowaniem choćby tytułów naukowych (np. przedstawianie mecenasa jedynie z imienia i nazwiska, a dopiero później, niemal mimochodem, wspomnienie, że jest adwokatem). Technik manipulacyjnych było więcej. Na tego typu zabiegi trzeba się jednak nastawiać, czytając kogokolwiek, kto myśli, że ma monopol na podawanie prawdy, choćby w najlepszej wierze. • Reasumując - książka w moim odczuciu jest stronnicza i manipuluje faktami, uwypuklacjąc jedne kwestie, pomijając inne. Mimo wszystko z lektury wyniosłam jakąś porcję wiedzy. O ludziach, przede wszystkim.
-
Nie znalazłam w lekturze niczego naprawdę godnego uwagi, nie wzbudziła we mnie żadnej głębszej refleksji a jedynie lekkę irytację będącą reakcją na dopasowywanie treści utworów literackich tak, by potwierdzały tezy autorek. Było tu też mnóstwo prywaty i wtórowanie sobie w dialogu przez obie rozmówczynie. Ogólnie trochę te rozmowy trąciły sztucznością, ale temat Panie wybrały sobie nieszczególnie ciekawy, więc nie dziwię się wcale.