Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
Czytając Synowi książki zawsze jestem tuż przy nim. To nasze wspólne chwile. Czytanie nie jest wyłącznie sposobem na zabicie czasu czy poznanie świata; przede wszystkim to poznawanie własnego Dziecka jest dla mnie absolutnie kluczowe. Kątem oka podpatruję jego reakcje. Doświadczam niemal na sobie na sobie zmian w jego dziecięcym ciele: czuję napinanie wewnętrznych strun i symfonię emocji grających mu w duszy. Ten Mały Człowiek to najwspanialsze dzieło stworzenia - a ja mam zaszczyt móc go z uwagą i fascynacją odczytywać.
Czytam też samej sobie. Dla rozrywki, poznania lub ubogacenia duchowego. Potrafię docenić każdy typ książki, jeśli dzieło jest dobre, zapada w pamięć i zostawia we mnie choćby swoisty wodny znak. Sięgam też po te, które pozornie kaleczą czytelnika. To nieoceniona kuracja dla niegdyś zmartwiałej duszy. Parę wybitnych książek przewartościowało mój system wartości i sprawiło, że zmieniłam sposób postrzegania świata. Lektury otwierają mnie na świat. Dzięki nim jestem, kim jestem i gdzie jestem. Świat znów potrafi mnie zdumiewać.
Jednak wciąż to kiążka, która otwiera przede mną moje Dziecko i mnie samą, która scala nasze myśli i jednoczy we współodczuwaniu, pozostaje dla mnie czymś najcenniejszym, co mogę nam ofiarować w prostocie życia; wspólna lektura to najbardziej wartościowy prezent.
-
Kontynuacja opowieści o Zielonym i Nikcie, mogąca być potraktowana jako niezależne dzieło. Znane nam z pierwszej części dwie sympatyczne postaci spotykają się znowu. Pod drzewem, na skrzyżowaniu dróg prowadzących w cztery strony świata. Nikt jest tam od początku tej któtkiej bajki: siedzi na drzewie i nie wie, dokąd iść. Gdy zjawia się Zielony, Nikt prosi go, a następnie trochę wymusza podpowiedź, gdzie się ma udać, gdzie będzie szczęśliwy. Zielony w dobrej wierze dwukrotnie udziela mu porady, dwukrotnie się myli. Sam głowę ma zajętą inną myślą: pochłania go dylemat, gdzie znaleźć gadające drzewo. Gdy po powrocie z drugiej z nieudanych wypraw Nikt wraca do Zielonego, widzi, jak ten ogląda przez lupę małe żyjątka na korze. Tym razem jego samego nachodzi refleksja, że wie, co go uszczęśliwi. I wcale nie musi w tym celu iść w pozostałe dwie strony świata: jego szczęście może dopełnić się właśnie w tym miejscu, gdzie jest. Chce mieć ogród i cieszyć się każdym wschodzącym nasionem, towarzyszyć każdemu drzewu i kwiatowi w jego rozwoju. Zielony tymczasem też odnalazł to, czego szukał. Gadającym drzewem okazuje się drzewo na rozdrożu, przy czym jego mowa jest nieoczywista. • Historia znów pisana prostym słowem, znów bez zaglądania bohaterom w ich dusze i bez dookreślania ich emocji. Zawiera sporo życiowej mądrości, ale jeszcze mniej dostępnej dla młodego odbiorcy, niż w części pierwszej. Nie da się jej tłumaczyć małemu dziecku. Jeśli tylko tę pozycję zapamięta, samo kiedyś będzie musiało sobie treść przemyśleć i wydobyć z niej bogactwo myśli. Przy czym wcale nie jestem przekonana, czy jest to "historia do zapamiętania". Może więc to z założenia autorki miała być zwyczajnie przyjemna opowieść dla dzieci, przy której to dorosły ma szansę pochylić się i głęboko zastanowić nad ukrytymi znaczeniami?...
-
Jako rodzic trochę bałam się tej książki ze względu na specyficzne przedstawienie postaci ojca małego bohatera. • Opowieść jest tak naprawdę snuciem przez chłopca luźnych refleksji na temat swojego taty, przedstawieniem dziecięcego postrzegania ukochanego dorosłego, który jednak miewa różne oblicza. Będąc cudownym, kojarzy się malcowi z musem jabłkowym, którym smakują jego palce (na jednej z ilustracji widzimy, że ojciec lubi przygotowywanie przetworów z jabłek). Bywa zmęczony i wtedy jego uszy przestają słyszeć. Bywa też burzą. To tego ujęcia najbardziej się bałam; postać ojca na ilustracjach zmienia się w takich sytuacjach fizycznie. W oczach malca przybiera on kształt podobny bardziej do wilkołaka, niż taty. Nie lubi go wtedy, boi się, ucieka. Ostatecznie zdecydowałam się jednak przeczytać wspólnie z dzieckiem tę książkę właśnie ze względu na TAKIE przedstawienie: po pierwsze, jest w nim zawarta agresja nieoczywista, agresja niebezpośrednia. Dziecko krzywdzone jest zwykłymi uwagami; nawet gdy ucieka do wyimaginowanego lasu, drzewa z ustami zdają się bez końca powtarzać wszystkie uwagi i zasady, które małe dziecko przerastają. Zwyczajne, codzienne - zdawałoby się nam, dorosłym, nieszkodliwe... A raniące i krzywdzące. Potem jednak chłopiec słyszy wołanie ojca. Wraca powoli, do brzydala z zarośniętym wilczym pyskiem. I powoli, uśmiech po uśmiechu, serdeczność za serdecznością, kapka po kapce musu na palcu podsuwanym malcowi, w jego oczach tata odzyskuje swą ciepłą, sympatyczną, ludzką postać. I znów jest tym ulubionym tatą. • Książeczka jest niezwykle wymowna. Jestem przekonana, że świetnie rezonuje z dziecięcym postrzeganiem rzeczywistości. Dorosłym czytelnikom powinna dać dużo do myślenia. • Życzyłabym sobie i mojemu Synkowi analogicznej historii o mamie. Ukryta agresja czy krzywdząca dominacja nie jest tylko domeną mężczyzn.
-
Niezwykle trudny temat przekraczania fizycznych granic intymności małego człowieka w tej książce potraktowany został bardzo rozważnie: z uważnością, delikatnością ale także z prostotą. • Młody Czytelnik w pełni zaangażował się w treść książki. Jest podzielona ona niejako na dwa zagadnienia: dotyk chciany, pożądany, oraz dotyk niechciany, kłopotliwy, trudny i przykry lub wzbudzający lęk. Oba "rodzaje" zostały odpowiednio prosto opisane z perspektywy małej bohaterki oraz wymownie, świetnie zilustrowane. Każda strona wywoływała adekwatne emocje: opisy sytuacji dotyku akceptowanego i chcianego u Synka wywoływały szczery uśmiech, a te dotyczące dotyku złego (podkreślę jeszcze raz bardzo delikatne ujęcie tematu) konsternację i niepokój. Zachęcony bezpośrednim zwrotem małej bohaterki do odbiorcy Młody Czytelnik z entuzjazmem ćwiczył głośne wyrażanie sprzeciwu przed dotykiem niechcianym. • Lektura arcywartościowa. Polecam całą serię.
-
Książka jako całokształt wypada naprawdę nieźle. Historia jest spójna, ciekawa, niebanalna. Pierwszoosobowa narracja (wydarzenia przedstawia ze swojej perspektywy główny bohater, świadomy istnienia odbiorcy) nadaje opowieści wydźwięk wystarczająco wiarygodny w swoim subiektywiźmie. Tym ostatnim można nawet wytłumaczyć fakt, że większość postaci drugoplanowych, które "otrzymały głos" w formie odtwarzanych przez narratora dialogów, miała dość podobny styl wypowiedzi, czy raczej snucia swoich pogadanek. Poza dość powierzchownym szkicem osobowościowym tych postaci to właśnie to podobieństwo i wydźwięk ich opowieści powodowały, że jako czytelnik wciąż myślami pozostawałam przy bohaterze głównym i jego, co by nie było, traumach i obsesjach. • Tak naprawdę akcja toczy więc się dwutorowo: w świecie zewnętrznym i intensywnie przeżywanym świecie wewnetrznym, pełnym inspiracji, fascynacji i urojeń postaci głównej. Ponieważ ze względu na jego zajęcie (scenarzysta dokumentów telewizyjnych) jego perspektywa była dla mnie zarazem ciekawa i nudna (co za paradoks), nie potrafiłam bez reszty dać się wchłonąć w jego historię. Wpadłam w nią jednak - i jak zaczęłam czytać wczoraj wieczorem, tak skończyłam dziś (a pozycja do krótkich nie należy). Burzyłam się też w duchu pewną niekonsekwencję bohatera w kwestii jego postawy rodzicielskiej (to chyba najbardziej mnie gniotło w tej postaci) - lecz to chyba świadczy jedynie na korzyść autora; stworzył sylwetkę na tyle prawdopodobną, że wywoływała we mnie coś więcej niż uśmiech pobłażania dla fikcji pod nosem. • Lektura okazała się o tyle interesująca, że obcowałam z nietypowym miksem kryminału i thrilleru psychologicznego. I to dobrze napisanym. Akcja powieści jest niespieszna lecz także nieprzewidywalna. Czytelnik nie wpada w natrętne myślenie "kto zabił", nie bawi się w śledczego (a wiadomo, że najczęściej i tak ostatnie wyłożone karty w kryminałach potrafią zmienić wszystko o 180 stopni). Czyta się po prostu umiarkowanie wciągającą historię, interesującą prawie od początku do niemal ostatniej strony.
-
Cori Doerrfeld stworzyła niezwykłą książkę. Z picturebooka przebija się wrażliwość i ogromna uważność autorki na drugiego człowieka. Rysunki są doskonałe, oszczędne w słowa metafory trafne w punkt. Z pozycji sączy się pogodne, promienne piękno. • Książka jest nieopisanie cenną wskazówką dla wszystkich dorosłych, nie tylko opiekunów, rodziców i innych towarzyszy dziecka. Przypomina o tym, co podskórnie czujemy, gdy potrzebujemy wsparcia, a o czym zdajemy się nie wiedzieć, gdy wsparcia potrzeba komuś innemu. Przegląd całego spectrum możliwych reakcji na czyjąś potrzebę zaznania ukojenia kończy się tą najwłaściwszą: po prostu być. Być i wysłuchać.