Strona domowa użytkownika
Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
Najnowsze recenzje
-
Czasami zdarza się, że wpada nam w ręce książka niezwykła, która przemawia do nas nie tylko treścią, ale otula swoją duszą. Dla mnie ,,Dom pod Lutnią" stał się oazą wytchnienia, tęsknym ukłonem w stronę beztroskiego dzieciństwa i poszukiwaniem świata opartego na prostych zasadach poszanowania wartości, prawdy, uczciwości i honoru w trudnych czasach. • Mazury mają swój magiczny magnes, otoczkę świata z bajki, azylu dla szukających spokoju i wyciszenia. Być może, tak jak w powieści Kazimierza Orłosia Mazury były zaraz po wojnie taką w miarę bezpieczną bańką dla poranionych przez los ludzi, którzy tam szukali swojego domu. W całym tym konglomeracie miejscowych, zniemczonych Mazurów, przesiedleńców z Wileńszczyzny, Rusinów z Bieszczad, weteranów wojennych i nominatów ludowej władzy tworzy się nowe społeczeństwo, które musi nauczyć się współżycia w zgodzie i pokoju. • Dziewięcioletni Tomek, przywieziony przez matkę z Warszawy trafia na gospodarstwo swojego dziadka - Józefa Bronowicza, zwanego przez miejscowych pułkownikiem, gdyż przed wojną służył w pułku kawalerii jazłowieckiej. Dla młodego chłopca pobyt na wsi okazuje się być istnym rajem na ziemi. Nie przeszkadza mu to, że po łąkach trzeba biegać boso, że trzeba myć się w zimnej wodzie ze studni, że dzieci sąsiadów mówią do siebie po niemiecku. Tomek bardzo szybko aklimatyzuje się w nowej sytuacji i zawiera nowe znajomości. Wkrótce zapomina o tęsknocie za matką i nie chce myśleć o powrocie do Warszawy. • ,,Dom pod Lutynią" to nie tylko opowieść o błogim dzieciństwie, ale szeroko zarysowane tło polityczno-historyczno-społeczne. To obraz odradzającego się z trudem po wojnie nowego świata, dyktowanego niestety przez narzucony przez Rosję Sowiecką reżim. Czy w niebezpiecznym świecie można odnaleźć swój mały, bezpieczny azyl? Czy można się odizolować od otaczającej, ponurej rzeczywistości? • Powieść Orłosia to też tęskne wołanie za poszukiwaniem prawdziwej miłości. Miłości na przekór konwenansom, układom, ludzkiej zawiści. • Oczarował mnie świat stworzony w gospodarstwie w Lipowie. Poczułem się zaproszony do wniknięcia w jego wnętrze, do przytulenia się do rozgrzanego pieca, do gry w szachy przy kuchennym stole, do spożycia deseru z poziomek i do szukania na niebie szczęśliwej gwiazdy spod gwiazdozbioru Lutni.
-
W nadmorskiej rezydencji Quinta del Amo podobno w nocy straszą duchy. Tak przynajmniej uważa wnuk właścicielki domu - amerykański pisarz Carlos Green, który przybywa do Hiszpanii, aby przygotować do sprzedaży odziedziczoną w spadku posiadłość. Może i na tym sprawa by się skończyła, gdyby nie dwa, następujące po sobie dziwne zgony na terenie rezydencji. Wpierw umiera stary ogrodnik, a dzień później sprzątająca tam Wenezuelka. Do akcji wkracza pani komisarz Valentina Redondo, a sprawą duchów zajmują się zarówno badacz zjawisk paranormalnych Christian Valle, jak i twardo stąpający po ziemi profesor Alvaro Machin. • "Złodziej fal" ma swój intrygujący klimacik. Stara rezydencja, duchy przeszłości, oranżeria i genius loci. Tajemnicze morderstwa, ukryta księga Kopernika i inspiracja kryminałami Agaty Christie. Tak, to zdecydowanie obiecuje ciekawą lekturę. Zwłaszcza podczas seansu spirytystycznego można dostać gęsiej skórki. Ale, ale... • Tak dobrze zapowiadający się klimacik psuje lekki fetor snujący się z samego zakończenia. Troszkę szkoda. Mogło być nieco bardziej zagadkowo, więcej niedomówień, a mniej łopatologicznego tłumaczenia zaplątanej intrygi z bądź, co bądź dość banalnym finałem.
-
Dwóch bohaterów - dwie oddzielne historie. Stanisław Kervyn - Belg szukający po ponad pięćdziesięciu latach przyczyn zamachu na lotnisku w Kairze w 1954 roku, w którym zginął jego ojciec i Żyd Nathan Katz tropiący po wojnie nazistowskich zbrodniarzy. Czy obie historie znajdą punkt styczności? • Skoro są zawarte w jednej książce autorstwa Paula Colize, to nie zdradzając fabuły podpowiem, że tak zapewne musi być. Oba sensacyjne wątki są równie wciągające i ciągnące ku finałowi czytelniczą ciekawość. Jednak ich bohaterowie nie wydają się być postaciami z którymi chciałby się utożsamiać. Potrafimy jakoś tam zrozumieć motywy ich działań i postępowań, ale z drugiej strony jest coś odpychającego w ich osobowościach. Aż chciałoby się zakrzyknąć za kobietami, będącymi postaciami drugoplanowymi: ,,panowie - stop - opamiętajcie swoją zaciekłość". • Pomysł fabularny ,,Długiej chwili ciszy" mógłby się wydawać naiwnie skrojony na potrzeby książkowej sensacji, gdyby nie ostatnie słowa od autora. To co się okazuje być prawdą, a nie tylko literacką fikcją zasługuje na wyższe uznanie i uwagę. Dodatkowy plus za intrygującą opowieść o niezwykłych wojennych losach polskiej szlacheckiej rodziny Jaśkiewiczów z Radziechowa pod Lwowem. Jak dla mnie to o wiele bardziej nurtująca historia niż sam zamach w Kairze.
-
Czy potrącony na drodze zając może zmienić czyjeś życie? Przekonał się o tym redaktor helsińskiej gazety Kaarlo Vatanen. Opieka nad rannym zwierzęciem stała się pretekstem do ucieczki od wczorajszego, układnego i nudnego życia w kierunku nieprzewidywalnego i jakże zaskakującego jutra. • ,,Rok zająca" to brawurowa jazda po bandzie skandynawskiej powściągliwości i abstrakcyjnego poczucia humoru. Przygody, które spotykają błąkającego się po bezdrożach Finlandii Vatanena z zającem pod pachą są niczym cywilna wersja przygód dobrego wojaka Szwejka. Cokolwiek by go nie spotkało po drodze Kaarlo Vatanen przyjmuje wszystko ze stoickim spokojem i potrafi odnaleźć się w każdej, nawet najdziwaczniejszej sytuacji. Oczywiście zawsze mając na uwadze dobro i bezpieczeństwo swojego zająca. Dopiero spotkanie z głodnym niedźwiedziem wyprowadza głównego bohatera z tej stoickiej równowagi. W pogoni za drapieżcą w szalonym zewie krwi Vatanen wyprawi się aż nad Biełoje Morie, co spowoduje niewątpliwie pewne dyplomatyczne zamieszanie na najwyższych szczeblach. • Dobrze się ubawiłem przy czytaniu książki Arto Paasilinna. Zatęskniłem za przygodą, dziką naturą i bezkresnymi lasami. Zatęskniłem za zającem, który mógłby być pretekstem do radykalnej zmiany życia.
-
Bieszczady mają swój tajemniczy, przyciągający jak magnes klimat. Mają też swoje leśne zmory strzegące przed obcymi dziewiczych zakamarków. Już samo to wystarczy by na takiej osnowie snuć kryminalną opowieść z dreszczykiem. • W spokojnej wsi Rosochate ludzie nie lubią zmian. Raczej uciekają przed przeszłością niż wyczekują nowego. Za sprawą deweloperki, która chce zamienić prastary Regiel w osiedle domków budzą się dawne demony. Śmierć ochroniarza pociąga za sobą kolejne tragiczne wydarzenia. Ale czy chodzi tu tylko o wycinkę starego lasu? Co to ma wspólnego ze śmiercią Olki, która pięć lat wcześniej wyjechała z Rosochatego do Krakowa i tam padła ofiarą morderczej napaści? Kim jest młoda dziewczyna, która na chwile pojawia się w Rosochatym i w tajemniczych okolicznościach znika. Dlaczego szuka akurat tutaj swojego brata Pawła, który zaginął pięć lat wcześniej? I czy przypadkiem Paweł nie miał czegoś wspólnego z Olką? • Michał Śmielak potrafi tworzyć intrygujące i wciągające fabuły. Czytając "Regiel" ma się wrażenie bezpośredniego uczestniczenia w wydarzeniach w Rosochatem. Siedząc razem z innymi mieszkańcami w barze u Jerzyka próbujemy dociec, co też złego niosą z sobą zmiany, które nadchodzą. Czy można zapobiec kolejnym nieszczęściom? A może razem z aspirantem Przemysławem Nowackim na przekór zabobonom spróbujemy rozwiązać zagadki mnożących się śmierci? • Świetne! Doprawdy, kryminał z klimatem. I to bieszczadzkim klimatem!