Strona domowa użytkownika
Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
Najnowsze recenzje
-
Aleksandrze Wilk wali się cały, poukładany dotychczas świat. Jej mąż Gabriel ginie w tajemniczych okolicznościach, a jego ciało znika bez śladu. Żałoba przeradza się w psychiczną udrękę i problemy z pamięcią. Ola nawet nie wie, co robiła przez ostatni tydzień. Dwójką jej dzieci zaopiekowała się szwagierka, która wręcz nie ukrywa, że ma ochotę odebrać Joannie prawa rodzicielskie. Kłopoty w pracy i jeszcze dwóch nękających ją policjantów, którzy zdają się, śledzić każdy jej krok. Koszmar... A może to tylko gra pozorów? Może nie wszystko jest tak, jakby się mogło wydawać? • Patrząc na dorobek pisarski autorki, można stwierdzić, że Joanna Opiat-Bojarska ma swój patent na powieść kryminalną. Potrafi przykuć czytelniczą uwagę i zaserwować intrygującą fabułę. To plus. Mały plusik ode mnie za tło powieści, której akcja dzieje się w miejscach dobrze mi znanych. Jednak reklamy wydawnicze z okładki: ,,rasowy kryminał", ,,elektryzująca i bezwzględna rozgrywka" to tylko zwykła gra pozorów. • Nie kupuję niestety modus operandi kryminalnej intrygi. Choć wszystko trzyma się jakoś w logicznym ciągu postępowań głównych bohaterów, to cała fabuła zdaje się grubymi nićmi pozszywana. Żeby utrzymać sensacyjne napięcie w powieści pojawiają się motywy porwania, zdrady i szpiegostwa. Pozornie dodaje to fabule pikanterii. Gra pozorów jest jednak zwodnicza. Przekonuje się o tym i bohaterka Aleksandra Wilk i niestety ja, jako czytelnik tegoż kryminału.
-
To nie jest powieść o Afryce. Chociaż, poniekąd... ,,Jak tata przemierzał Afrykę" to tylko jedno z opowiadań z całego zbioru, w których czeski pisarz, felietonista Ota Pavel opisuje zwyczajne, a czasem nadzwyczajne historie ze życia swojego oraz historie rodzinne. Opowiadania są jak wehikuł czasu, który przenosi nas do czasów powojennych, lat 50-tych, 60-tych XX wieku. Ktoś mógłby powiedzieć, że to jakieś przeterminowane bajanie. Dla mnie to jednak była wspaniała czytelnicza wyprawa w świat wypełniony radością życia, w świat cudownego obcowania z przyrodą, w świat prostych, zwyczajnych pragnień przeciętnego obywatela Republiki Czechosłowacji. • Jest w tych opowiadaniach niezwykły magnetyzm. I choć sam nigdy nie wędkowałem gotów jestem uwierzyć autorowi, że łowienie ryb to najcudowniejsza dyscyplina sportowa, że po wypiciu piwa gra się w hokeja na lodzie jak z nut, że najpiękniejszym na świecie miejscem do odpoczynku są Czechy Południowe. Chciałbym z obywatelem Misarem przemierzać Karkonosze, a z Otą Gavendą z Cieszyna Beskidy. A gdybym zaszedł na szczyt Chopoku w Niżnych Tatrach to chciałbym odwiedzić w stacji metrologicznej inżyniera chemika Zdeno Zibrina o sile niedźwiedzia, który to na własnych plecach wniósł na szczyt dziewięćdziesięciokilowy agregat prądotwórczy. A czy mogę uwierzyć w zwariowane, afrykańskie perypetie rekruta Pavla w Legii Cudzoziemskiej opisane przez jego syna Ota? A czemuż nie... Przecież życie niesie z sobą tyle niespodzianek i zaskakujących zwrotów akcji. • Zachwycam się tymi opowiadaniami i lekkością pióra autora. Zazdroszczę mu, że choć pisanie było jego pracą zawodową, to była to praca marzeń, która przynosiła mu tak wiele satysfakcji i zadowolenia. Nawet jeśli pierwszym i najsurowszym krytykiem była jego własna żona.
-
Każdy z nas potrafi kłamać. Nie każdy jednak umie to kłamstwo doskonale zamaskować. Adrienne Hale - zanana i ceniona psychiatra, autorka poczytnych bestsellerów twierdziła, że umie u swoich pacjentów rozpoznać każde kłamstwo. Co jednak, gdy to ona sama próbowała coś ukryć przed światem? Czy to coś, mogło być przyczyną jej tajemniczego zniknięcia przed laty? • Młode małżeństwo Tricia i Ethan są zainteresowaniu kupnem domu opuszczonego przez Adrienne Hale. Jednak położona na odludziu, przypominająca zamek rezydencja zdaje się skrywać niewyjaśnione tajemnice z przeszłości. Czy kluczem do zagadki będą odnalezione w skrytce nagrania na taśmach magnetofonowych z sesji terapeutycznych? • ,,Nie kłam" to całkiem dobrze skomponowany kryminał z nutką dreszczyku. Bardzo dobrze się to czyta, choć wiarygodność prezentowanych zdarzeń naciągnięta jest do granic czytelniczej naiwności. Cóż, chyba nie zdradzę fabuły pisząc, że trup ścieli się tu nadspodziewanie gęsto. Mimo to, z przymrużeniem oka kupuję pomysł fabularny i cieszę się z przewrotnego, choć mało optymistycznego zakończenia. • Oczywiście nie kłamię!
-
Kończę czytać książkę w dniu moich urodzin. Czy to przypadek? Moje rozmyślania bowiem biegną razem z przemyśleniami głównego bohatera. Na ile naszym życiem rządzi przypadek, a na ile jest ono sterowane lub kreowane przez czynniki zewnętrzne? Czy kieruje mną moja wewnętrzna owca? Może wzywa mnie do ucieczki przed światem w ustronne, bezludne miejsce, gdzieś wysoko w górach Hokkaido... • Trudno jednoznacznie przypisać książkę Murakamiego do jakiegoś gatunku literackiego. Powieść obyczajowa - z pewnością, kryminał, sensacja - po trosze, traktat filozoficzny - poniekąd, fantastyka - lekko zabarwiona, książka podróżnicza - miejscami. Z jednej strony zagadkowa intryga wywołana dziwacznym zleceniem wystawionym przez tajemniczego, wszechwładnego bossa: poszukiwanie krajobrazu ze zdjęcia z owcą mającą gwiazdę na grzbiecie. Z drugiej strony to slow motion fabuły cudownie kołyszące mój czytelniczy flow i prowadzące bezpiecznie do przewidywalnego de facto finału. • Ta powieść czyta się sama. Oddając się lekturze miałem wrażenie, że w połowie zasypiam, a dalej to już tylko mój sen. Wówczas pochylała się nade mną dziewczyna ukazując spod włosów wyjątkowe uszy z reklamy. Budził mnie jednak człowiek-owca, który jak zawsze miał głęboką ochotę napić się whisky. • Właściwie lektura książki był dla mnie jedną wielką przygodą. Przygodą z owcą.
-
Czasami zdarza się, że wpada nam w ręce książka niezwykła, która przemawia do nas nie tylko treścią, ale otula swoją duszą. Dla mnie ,,Dom pod Lutnią" stał się oazą wytchnienia, tęsknym ukłonem w stronę beztroskiego dzieciństwa i poszukiwaniem świata opartego na prostych zasadach poszanowania wartości, prawdy, uczciwości i honoru w trudnych czasach. • Mazury mają swój magiczny magnes, otoczkę świata z bajki, azylu dla szukających spokoju i wyciszenia. Być może, tak jak w powieści Kazimierza Orłosia Mazury były zaraz po wojnie taką w miarę bezpieczną bańką dla poranionych przez los ludzi, którzy tam szukali swojego domu. W całym tym konglomeracie miejscowych, zniemczonych Mazurów, przesiedleńców z Wileńszczyzny, Rusinów z Bieszczad, weteranów wojennych i nominatów ludowej władzy tworzy się nowe społeczeństwo, które musi nauczyć się współżycia w zgodzie i pokoju. • Dziewięcioletni Tomek, przywieziony przez matkę z Warszawy trafia na gospodarstwo swojego dziadka - Józefa Bronowicza, zwanego przez miejscowych pułkownikiem, gdyż przed wojną służył w pułku kawalerii jazłowieckiej. Dla młodego chłopca pobyt na wsi okazuje się być istnym rajem na ziemi. Nie przeszkadza mu to, że po łąkach trzeba biegać boso, że trzeba myć się w zimnej wodzie ze studni, że dzieci sąsiadów mówią do siebie po niemiecku. Tomek bardzo szybko aklimatyzuje się w nowej sytuacji i zawiera nowe znajomości. Wkrótce zapomina o tęsknocie za matką i nie chce myśleć o powrocie do Warszawy. • ,,Dom pod Lutynią" to nie tylko opowieść o błogim dzieciństwie, ale szeroko zarysowane tło polityczno-historyczno-społeczne. To obraz odradzającego się z trudem po wojnie nowego świata, dyktowanego niestety przez narzucony przez Rosję Sowiecką reżim. Czy w niebezpiecznym świecie można odnaleźć swój mały, bezpieczny azyl? Czy można się odizolować od otaczającej, ponurej rzeczywistości? • Powieść Orłosia to też tęskne wołanie za poszukiwaniem prawdziwej miłości. Miłości na przekór konwenansom, układom, ludzkiej zawiści. • Oczarował mnie świat stworzony w gospodarstwie w Lipowie. Poczułem się zaproszony do wniknięcia w jego wnętrze, do przytulenia się do rozgrzanego pieca, do gry w szachy przy kuchennym stole, do spożycia deseru z poziomek i do szukania na niebie szczęśliwej gwiazdy spod gwiazdozbioru Lutni.