Strona domowa użytkownika
Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
Socjolożka. Feministka. Agnostyczka. Zafascynowana historią, przede wszystkim okresem tudorowskim w Anglii, Rewolucją Francuską i II wojną światową. Jej ulubione postacie w dziejach to Elżbieta Wielka i Maria Antonina. Nie potrafi gotować, nienawidzi sprzątać, zakupy robi raz na dwa tygodnie, ale do perfekcji opanowała za to czytanie w każdych absolutnie warunkach. Kolekcjonerka kubków, kaktusów i czerwonych szminek do ust.
Najnowsze recenzje
-
Steve Berry jest autorem piszącym w podobnym klimacie co Dan Brown. Jedyna różnica jest taka, że Dan Brown jest super sławny, a Berry nie. Są autorami piszącymi według podobnego klucza, ich poziom umiejętności jest zbliżony. Ja za Danem Brownem nie przepadam, ale Steva całkiem lubię i jego serię z Cottonem czytam już od jakiś czterech, a może nawet pięciu lat. • Zachwycał mnie w pierwszych tomach. Templariusz, Biblioteka Aleksandryjska, Napoleon... Ale w tym przypadku im dalej w las, tym mniej drzew. Już od paru części serii z Cottonem zauważam, że jakość powieści spada, a i "tajemnice z przeszłości" są coraz mniej interesujące. • W tym tomie skupiamy się tak naprawdę na dwóch zagadkach. Jedną jest pokłosie Zimnej Wojny, która choć zakończona wcale nie pozbyła się jeszcze z pola bitwy swoich żolnierzy. Druga to tajemnicze Towarzystwo powstałe w Stanach dwieście lat temu, dziennik jednego z jego członków i zawirowania wokół Białego Domu i amerykańskiej konstytucji. • I właśnie ta cała zagadka kompletnie mi nie podeszła. Być może dla amerykańskiego czytelnika faktycznie jest to coś wow, ale dla mnie - nie znającej przesadnie amerykańskiej historii, jak i nie będącej jakoś specjalnie zainteresowaną politycznymi niuansami związanymi z tym krajem - całość była po prostu nudna. Brnęłam przez kolejne strony trochę zmuszając się do czytania, bo - bądź co bądź - nie chcę porzucać tej serii, bo mam do niej spory sentyment. • Mam nadzieję, że kolejny czekający na mnie tom spełni już moje oczekiwania.
-
Nie miałam jakiś wygórowanych wymagań co do tej książki. Umówmy się - wydała ją Fronda, więc no. Niemniej jednak bardzo mnie ta pozycja zainteresowała, bowiem autorka pokusiła się o przedstawienie pełnego wachlarza interesujących kobiet. Jednych doskonalne znanych - jak choćby Wanda Wasilewka - innych zakurzonych już w historii, jak Agnieszka Machówna, czy Maria Dogrumowa. • Wybór bohaterek był absolutnie wyborny. Przybliżenie ich sylwetek, czasów w których żyły, do tego garść ciekawostek i liczne zdjęcia i ryciny, to musiało się udać, prawda!? No, właśnie nie do końca. • Autorka chyba miała sporą zagwozdkę przed rozpoczęciem pisania. Stworzyć książkę popularnonaukową, czy może raczej historyczną powieść? Poszła na kompromis i do książli popularnonaukowej wplotła kilka opowiadanek. Po pierwsze, są słabe. Nudne i bez polotu. Po drugie, stanowią rozwinięcie całej treści, ale nigdzie nie ma wzmianki o tym, że owe wydarzenia, czy rozmowy miały faktycznie miejsce, czy są spisaną pokrótce miejską legendą (jak robi to choćby Kamil Janicki), czy też może to czysta fantazja Puchalskiej. Książka popularnonaukowa pozwala oczywiście na znacznie więcej inwencji twórczej aniżeli niż książki naukowe, ale nadal wymaga rzetelności i trzymania się faktów. • Kolejna rzecz, która mi się nie spodobała, to fakt, że są w książce co najmniej dwa fragmenty, które wzajemnie sobie przeczą. Otóż, w przytaczaniu historii Janiny Broniewskiej autorka wyraźnie podkreśla fakt, że jej mąż - słynny poeta Władysław Broniewski - odmówił swojego podpisu pod oświadczeniem zatytułowanym "Pisarze polscy witają zjednoczenie Ukrainy" i że taki podpis został podrobiony, co faktycznie później udowodniono. Tymczasem w następnym rozdziale, o Wandzie Wasilewskiej, autorka bezproblemowo wymienia Broniewskiego jako jednego z tych, ktorzy takie oświadczenie podpisali. To jak w końcu pani Puchalska - podpisał, czy nie? • Kolejne zastrzeżenie można mieć jeszcze do tego, że przypisy umieszcozno na końcach rozdziałów, a nie na stronach, gdzie występują. Nie ma ich znowu aż tylu, żeby było to konieczne, a nuży wyszukiwanie ich, gdy akurat na jakiś natkniemy się w tekście. • Podsumowując, nie powiedziałabym, że polecam tę lekturę. Jest mocno średnia. Owszem, opowiada o ciekawych kobietach, ale napisana jest tak kiepsko, że aż żal czytać.
-
Kamil Janicki udowodnił mi, że o najdawniejszej historii naszego kraju potrafi sprawnie pisać już przy okazji "Żelaznych dam", które połknęłam praktycznie na raz. Kiedy w szkole uczymy się o pierwszych Piastach tak naprawdę skupiamy się głównie na chrzcie, by potem płynnie przejść już do Rozbicia Dzielnicowego, jedynie wzmiankując o zjeździe z tysięcznego roku i o koronacji Bolesława Chrobrego. Janicki udowadnia jednak, że początki państwa Piastów to absolutna kolejka wzlotów i upadków, charyzmatyczni władcy oraz prawdziwy kalejdoskop emocji. • Wiedziałam, że po "Damy ze skazą" sięgnę wcześniej niż później i faktycznie tak się stało. Pierwsza rzecz, która średnio mi się spodobała już po lekturze to fakt, że sam tytuł zapowiada ponownie historię o kilku kobieta. Tymczasem skupiamy się tak naprawdę na jednej - Rychezie, żonie Mieszka Lamberta, matce Kazimierza I. Gdzieś w tle przewija się jeszcze jej matka Matylda (jak wieść niesie...wygrana w kości przez swojego męża) oraz Przedsława, zhańbiona przez Bolesława Chrobrego księżniczka kijowska. • Jak zwykle autor sypie jak z rękawa anegdotami i plotkami, które jednak bogato okrasza autentycznymi źródłami historycznymi, które też poddaje pewnej retrospekcji. I to jest ogromny plus całej książki. Dowiedziałam się ogromu rzeczy tak o okresie, którego dotyczyły opisywane wydarzenia, jak i ich bohaterach, zwyczajach, tradycjach. Poza tym autor nie bał się "przeszmuglować" w tekście paru współczesnych zwrotów, czy nawiązań do XXI wieku. I mnie się to podobało, bo to nie jest książka stricte poularnonaukowa, a właśnie historia dla "zjadaczy chleba", która ma zaciekawić i zachęcić do dalszego poznawania historii. • Teraz to, co mi się nie podobało, a w pewnym momencie wręcz zaczęło wkurzać. Żeby była jasność - ja szalenie cenię sobie to, aby wreszcie "odczarowywać" kobiety w historii. By wreszcie historycy o nich mówili i to w innym kontekście aniżeli jako klacze rozpłodowe do rodzenia następców tronu. Serio - dla mnie ta zmiana w dyskursie jest super. Ale. Czytając "Damy ze skazą" można odnieść wrażenie, że pośród mężczyzn będących u władzy na początku XI wieku absolutnie żaden się do niej nie nadawał, wszyscy byli porywczy, źli i tak naprawdę to kobietom powinniśmy dziękować, że aktualnie w Europie jest w ogóle jakakolwiek cywilizacja. Według mnie autor najzwyczajniej w świecie przesadził. Wszędzie doszukuje się kobiecych sukcesów, a o mężczyznach pisze jak najgorzej. • Szkoda. Przesada w każdą stronę jest po prostu zła. Ot co.
-
Lubię książki, które zmuszają czytelnika do myślenia, głębszej refleksji (częstokroć nad własnym życiem) oraz zatrzymania się nad treścią, w celu przeanalizowania jej i namyślenia. • Po tę książkę prawdopodobnie nie sięgnęłabym nigdy lub też nie zabrałabym się za nią przez bardzo długi czas, gdyby nie fakt, że stała się ona moją lekturą na studiach. Początkowo kręciłam nosem - jestem jedną z tych studentek, które trzymają się myśli, że proza winna być czytana wyłącznie przez studentów polonistyki, czy innego literaturoznawstwa. Szybko jednak zrozumiałam, jak wartościową lekturą może okazać się ta książka dla socjologów i psychologów. • Historia kobiety zaprezentowana tutaj to taki mocny kop między oczy dla wszystkich tych, którym macierzyństwo jawi się wyłącznie w barwach filtrów dostępnych na Instagramie. Kiedy widzimy piękne kobiety z pięknych domach z pięknymi dziećmi i mężami wydaje nam się zapewne, że dokładnie tak wygląda każda polska rodzina. Tymczasem autorka "Jak pokochać centra handlowe" mówi wprost, że to totalna bujda. • Depresja poporodowa jest faktem. Podobnie jak są nim choroby, które mogą dotknąć dzieci, tycie, zwalnianie z pracy, uciekające gdzieś poczucie samospełnienia i nieobecny przy wychowywaniu potomstwa mąż. Ot, tak jest. I nie ma sensu oburzać się i gdakać, że autorka przesadza i hiperbolizuje. Ukazuje realny świat z realnymi problemami. • Nie ma tu sensacji, pasjonujących dialogów i bóg jeden wie co jeszcze. To jedna z tych książek "statecznych", gdzie cała akcja dzieje się na płaszczyźnie przemyleń głównego bohatera. Ponieważ autorka po trochu prezentuje tu swoje własne przeżycia, tym mocniej wydają się one urealnione i prawdziwe. • Absolutnie kupiła mnie ta lektura. Ciężko bylo się od niej oderwać. Polecam każdemu, kto patrząc na młode matki widzi tylko ładne beciki z Zary i mieszkania z białymi mebelkami i szarymi tapetami.
-
"Polska odwraca oczy", czyli poprzedni zbiór reportaży tej autorki dosłownie powalił mnie na kolana. Ukazana w nich niesprawiedliwość, cierpienie i obłuda niektórych sprawiły, że do dziś niektórych historii nie mogę wyrzucić z pamięci. • Kiedy dowiedziałam się, że dziennikarka wydaje kolejną książkę, byłam prze ogromnie ciekawa i nie mogłam się doczekać. Nie ukrywam, że tytuł oraz fakt, że książka miała swoją premierę w Dzień Kobiet sprawiły, że liczyłam na zbiór reportaży dotyczących kobiet i trochę się jednak zawiodłam. Ale! Przejdźmy do treści. • Reportaże w tym zbiorze są słabe. Jakby wyciągnięto je z dłuższych reportaży, o. Dostajemy sensacyjne i mocne fakty, bez jakiś głębszych przemyśleń, czy zaplecza, tak teoretycznego, jak i dotyczącego życia osób o których opowiadają reportaże. Jedno zdanie, w którym autorka zawiera rok i miejsce urodzenia to absolutnie za mało. • Najdłuższy fragment książki to bodaj wywiad z samą Kopińską. Po co? Nawet nie doczytałam go do końca, bo nie znalazłam w nim niczeog, co choć trochę by mnie zainteresowało. • Szkoda wielka, bo poprzedni zbiór reportaży tej dziennikarki był fenomenalny, a "Z nienawiści do kobiet" to po prostu nudne paplando bazujące na emocjonalności czytelników. Cóż, może jestem zbyt zimnokrwista i mam za duże lodowe serce do tej lektury.