Recenzje dla:
Normalni ludzie/ Sally Rooney
-
Nie mam pojęcia co powiedzieć o tej książce. Wydaje mi się, że miałam za wysokie oczekiwania co do niej. Irytowała mnie główna bohaterka, kompletnie nie wiedziała czego oczekuje od życia i zmieniała co chwilę decyzje w każdej kwestii. Jeśli chodzi o Connel’a mogę powiedzieć to samo. Momentami nie wiedziałam jak rozgrywa się akcja i ciężko było się odnaleźć w tym co się wydarzyło. Ogółem sam zamysł historii jest w porządku i często natrafiałam na fragmenty dialogów i fragmenty poza nimi, które mi zapadły w pamięć lecz główni bohaterowie byli zbyt chwiejni i to mi nie przypadło do gustu.
-
To jedno z moich największych rozczarowań ubiegłego roku. Szczególnie, że po książce tak rozpromowanej (na okładce jest polecenie nawet od Obamy) oraz będącej podstawą do nakręcenia serialu spodziewałam się po prostu więcej. Z jednej strony rozumiem co autorka chciała osiągnąć (rodzaj ciasnej, trochę toksycznej, trochę pięknej i wyjątkowej relacji dwojga nastolatków), jednak finalnie wyszedł z tego straszny bełkot. Może osoby młode, szamoczące się w tego typu niezdrowych relacjach bardziej odnajdą się w tej lekturze, niż ja która przez całą książkę miałam ochotę krzyknąć do bohaterów: PO PROSTU POROZMAWIAJCIE SZCZERZE. I na prawdę całą sobą uważam, że jedna porządna rozmowa zakończyłaby niekończące się dylematy tych dwojga ludzi po 10 stronach powieści. Liczyłam też, że dorastając z bohaterami (rozdziały książki skaczą co kilka miesięcy lub lat) będziemy świadkami rozwoju i dojrzewania ich relacji. Niestety - na zakończenie mamy zaserwowaną kolejną wymianę zdań rodem z gimnazjum, która wnosi jedynie zamęt zamiast dojrzałej rozmowy dwojga dorosłych ludzi, krzyczących w duchu zupełnie coś innego niż wypowiadanie przez nich słowa. Szkoda, bo autorka ma potencjał i potrafi mnie do siebie przekonać (np. jej "Rozmowami z Przyjaciółmi"). • Marianne i Connell to dwoje nastolatków mieszkających niedaleko siebie. On- syn pomocy domowej sprzątającej w domu jej rodziny. Ona - niezbyt popularna dziewczyna z bogatego domu, zmagająca się z własnymi demonami. Ich ścieżki się krzyżują i to niejednokrotnie. Jesteśmy świadkami relacji Marianne i Connella od liceum aż po studia, śledząc losy ich podchodów, miłości, nienawiści i przyjaźni. Dzieli ich tyle samo co łączy, a gdzieś tam po środku próbują odnaleźć w sobie nie tylko drogę do normalnej relacji ale też do przynależności do otaczającego ich świata. 5/10
-
Książka jest monotonna. Spodziewałam się zupełnie czegoś innego, biorąc pod uwagę fakt, że na okładce reklamuje ją sam Barack Obama jako rewelacje sezonu. Historia dwóch nastolatków, ona z bogatego domu, on syn sprzątaczki. Rozstają się i wracają do siebie. Po kilku takich zwrotach akcji zaczęłam się gubić, czy to jakieś retrospekcje czy można jednak znów ze sobą zerwali... By za kilka stron być razem. Gdybym miała 15 lat, to książka faktycznie odpowiadałaby moim skaczącym hormono m.ciekwwi mnie tylko co przyciągnęło do niego samego Baracka
-
Irlandzkie, małe miasteczko. Marianne i Conell. Pozornie dzieli ich wszystko. Przyjaźnie, sympatie, inicjalne doświadczenia. Środowisko dorastających nastolatków na progu dorosłości. Pierwsze fascynacje, uczucia, nadzieje, frustracje, a w tle, nieodłączne różnice klasowe, podziały, odpowiedzialne za obcość między bohaterami. Powieść Rooney przedstawia skomplikowany świat uczuć młodych ludzi, poznających własną seksualność, próbujących wpasować się w oczekiwania innych, pogrążonych niejednokrotnie w depresji. Książka w znakomity sposób pokazuje jak ważna dla każdego z nas jest akceptacja społeczna i rówieśnicze wsparcie. • Rooney pokazuje, że życie wielu młodych ludzi rozgrywa się daleko od nich samych, że realizując ambicje i plany innych, zapominają o sobie. To w końcu rzecz o cichej, domowej przemocy, która swoje ofiary naznacza stygmatem ciągłej troski i nieszczęściami, okaleczając trwale w relacjach z innymi. „Marianne ogarnęło poczucie, że jej prawdziwe życie rozgrywa się gdzieś bardzo daleko, bez jej udziału, i nie miała pojęcia, czy się kiedykolwiek dowie, gdzie ono jest i czy stanie się jego częścią”. • To książka obezwładniająca emocjonalnie, o nieprzebranej, stale rezonującej. Jej atmosfera jest ciężka niczym mgła, na którą brakuje wiatru. Duszna, a jednak wychodząca ku horyzontom, ku światłu. Powieść o obijaniu się „ja” wewnątrz nas samych, o ludziach, których muzyka, na zewnątrz objawia się już tylko przyduszonym szlochem. Czytelnik może się wzruszyć i pierwszy raz od dawna, zostać na granicy płaczu. Bo niby wiemy i przeczuwamy, ale „tyle różnych rzeczy zachodzi w tajemnicy między ludźmi”.
-
Nadal nie do końca potrafię powiedzieć, co sądzę o tej książce. Mam do niej mieszane uczucia i nie wiem, czy mi się podobała, czy wręcz przeciwnie. Styl Sally Ronney nie przypadł mi do gustu już po przeczytaniu „Rozmów z przyjaciółmi”. Wciąż jest dla mnie zbyt suchy, zupełnie pozbawiony uczuć. Do tego różne wstawki związane z polityką sprawiają, że cały tekst bardziej przypomina esej niż powieść. W odróżnieniu od „Rozmów z przyjaciółmi” w „Normalnych ludziach” ma się do czynienia z narracją trzecioosobową. Nie potrafię jednak stwierdzić, czy wyszło to książce na plus, czy wręcz przeciwnie. Na pewno korzystniej wypada przy tym styl, ale za to cierpią bohaterowie. Poznając perspektywę Frances z „Rozmów z przyjaciółmi” łatwiej było mi ją zrozumieć, niż czytając o Marianne i Connellu. Dodatkowo książka jest nierówna, chociaż możliwe, że jest to zabieg celowy. Początkowo w ogóle nie mogłam się wgryźć w historię, ale gdzieś w połowie nastąpił taki moment, że powoli zdawało mi się, że odkrywa się przede mną znaczenie „Normalnych ludzi”. Wtedy jednak dotarłam do ostatniego rozdziału i po jego przeczytaniu już niczego nie wiedziałam. Od początku do końca widać za to, że autorka wie, czego chce i jakie książki chce pisać. Na pewno nie są one czymś dla mnie. Po „Rozmowy z przyjaciółmi” i „Normalnych ludzi” sięgnęłam z czystej ciekawości, by zobaczyć, co takiego ma do zaoferowania Sally Rooney. Czy przeczytam jej następną książkę? Na ten moment chyba nie.