-
Nieczęsto trafiam na książki, które już samym pomysłem potrafią mnie zaintrygować, zanim jeszcze poznam bohaterów. „Sekrety pralni w Yeonnam-dong” Kim Jiyun to właśnie jedna z takich powieści. Nie krzyczy kontrowersyjnym tytułem ani nie próbuje przyciągać sensacją. Jest cicha, niepozorna, ale od pierwszej strony wciąga w świat, w którym to zwyczajna codzienność ma znaczenie, a przypadkowe spotkania budują coś prawdziwego. Sięgnęłam po tę pozycję z ciekawości, a zostałam, bo poczułam się zrozumiana. • Historia skupia się wokół pralni samoobsługowej w dzielnicy Yeonnam-dong w Seulu, gdzie przypadkiem trafia dziennik — pozornie zwykły zeszyt, w którym nieznajomi zaczynają zapisywać swoje myśli. Wpisy są anonimowe: ktoś dzieli się smutkiem, ktoś przekazuje słowa otuchy. W tle notesu rozwijają się osobne wątki kilku postaci: starszego wdowca mieszkającego z psem, syna mężczyzny zmagającego się z życiowym wypaleniem, młodej matki, i innych. Choć każda z historii jest odrębna, łączy je pralnia, dziennik oraz potrzeba obecności drugiego człowieka. Cichej, lecz prawdziwej. Nie ma tu spektakularnych zwrotów akcji, za to dużo uważności na detale i emocje. • To książka działająca przez prostotę. Narracja jest oszczędna, a trafia w samo sedno uczuć. Autorka nie chce wzruszać na siłę. Pozwala, żeby to bohaterowie i ich codzienne zmagania mówiły same za siebie. Lubię takie historie — nieprzesadzone, ale mądre, empatyczne, w pewnym sensie otulające (dobre na jesień, która też w końcu nadejdzie). Dziennik to szczególnie udany zabieg. Jako przedmiot, niby bez znaczenia, staje się przestrzenią autentycznego spotkania. A na marginesie — okładka to jedna z ładniejszych, jakie widziałam w ostatnich miesiącach. Prosta, pastelowa, lecz bardzo dobrze oddająca nastrój powieści. Cieszę się, że nie próbowano bezsensownie jej upiększać. Forma idzie tu w parze z treścią. • Polecam tę książkę każdemu szukającemu czegoś innego niż klasyczna fabuła z początkiem, kulminacją i końcem. To bardziej zapis nastroju, delikatne studium samotności i wspólnoty. Lektura, która zostaje z czytelnikiem na dłużej. Nie przez dramaty, lecz przez czułość, z jaką opowiada o codzienności. Idealna na spokojny wieczór, kiedy chcemy przypomnieć sobie, że zwykłe życie też bywa piękne. Czyta się ją trochę jak rozmowę z kimś bliskim, kto nie próbuje niczego narzucać, tylko jest obok. I czasem to naprawdę wystarcza.