Andrzej Pilipiuk kolejny raz rozkłada przed nami wachlarz opowieści z różnych miejsc, czasów i rzeczywistości alternatywnych. Kolejny raz bohaterowie zmierzą się z nienazwanym...
W przededniu I wojny światowej doktor Skórzewski zostaje wplatany w kuriozalną aferę szpiegowsko-ornitologiczną. Antykwariusz Robert Storm otrzymuje dziwaczne zlecenie odnalezienia narzędzi zrabowanych w czasie okupacji przez szewca-nazistę. A archeolog Tomasz Olszakowski użerając się z nieuczciwymi inwestorami, przyjmie pomoc lapońskich szamanów.
W zbiorze nie zabraknie też rozważań, co by było gdyby. Wyobraźcie sobie świat gdzie Hitler i Goering zamiast niewolić narody Europy zmagają się z wysokością czynszu i administratorem przytułku, a dilera morfiny doktora Mengele tropi konkurencja - żydowska mafia.
W antologii:
1. Wunderwaffe
2. Traktat o higienie
3. Ślady stóp w wykopie
4. Parowóz
5. Ludzie, którzy wiedzą
6. W okularze stereoskopu
7. Sekret wyspy Niedźwiedziej
8. Yeti ciągną na zachód
9. Świątynia
10. Szewc z Lichtenrade
W cyklu obrazków z życia epoki zatytułowanych Widma moich współczesnych Stanisław Brzozowski w sposób krytyczny podejmuje wątki nurtujące pokolenie Młodej Polski, aktualne jednak (w nieco innej szacie) również dziś; to m.in. lęk przed mechanizacją i automatyzacją, destrukcyjne oddziaływanie kultury miasta, nierówności społeczne, specyfika tożsamości narodowej Polaków. Myśl Brzozowskiego została tu zaprezentowana w szacie beletrystycznej, bardziej przystępnie niż choćby w Legendzie Młodej Polski, a przy tym okraszona niezrównanym, wielowymiarowym dowcipem.
Zebrane w Widmach moich współczesnych teksty, które można traktować — używając słów Marty Wyki — jako „młodzieńcze wprawki” literackie czy „pierwszą szkołę fabularyzacji” młodego pisarza, publikowane były w l. 1903–1904 jako felietony w warszawskim „Głosie” pod pseudonimem A. Czepiel.
Badaczka pisze o tych powstających równolegle z powieściami utworach Brzozowskiego, że przy użyciu instrumentarium satyry służą one obronie podstawowych dla autora wartości: „Przecież teksty te to nic innego jak fabularyzowane portrety idei i postaw, z którymi Brzozowski walczył, które całe jego pokolenie obrało za cel ataków polemicznych. Lecz Brzozowski nie zastosował tym razem metody dyskursu polemicznego. Argumenty swoje pomieścił w postaciach, w figurach maniaków, których udziałem stały się dziwne i humorystyczne przejścia w groteskowej, anachronicznej cywilizacji”. (Marta Wyka, Brzozowski i jego powieści, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1981, s. 12).
Celem Brzozowskiego było przede wszystkim napiętnowanie określonych postaw: lenistwa umysłowego, hipokryzji, duchowego wygodnictwa. Autor Widm moich współczesnych walczy z fałszywym mistycyzmem i półprawdami, demaskuje i krytykuje z pozycji moralistycznych polską mitologię narodową. Najbardziej znany ze swej batalii przeciw oddziaływaniu twórczości Henryka Sienkiewicza i zafałszowanej wizji historii Polski u autora Trylogii, tu przyobleka ją w zabawny dialog z niejakim Zygmuntem Podfilipskim (postacią powieściową), który zachwala Sienkiewiczowski kunszt i prawdziwie arystokratyczny ton: „To dorobkiewiczostwo być dumnym z czegoś, duma z niczego — oto sztuka”.
Brzozowski używa zresztą różnych konwencji. W Duszy miast sięga po liryczną, zabarwioną melancholią i symbolizmem prozę w stylu takich twórców epoki jak Berent czy Przybyszewski, by przedstawić duchowy pejzaż swej współczesności. Z drugiej strony miniatura Pan Alojzy, człowiek dobrej woli stanowi już zapowiedź wybornej szkoły absurdu i groteski, która w kilka lat później zrodziła tom „bajek ze współczesności” — Historie maniaków Romana Jaworskiego, a w kolejnej epoce Pamiętnik z okresu dojrzewania Gombrowicza.
Cykl obejmuje piętnaście felietonów: Tak mówił Homunkulus (oczywiste nawiązanie do sztandarowego dzieła Nietzschego o Zaratustrze); Zygmunt Podfilipski, Henryka Sienkiewicza apologeta pośmiertny; Nikt (przeciw unikaniu dostrzegania prawdziwych mechanizmów społecznych); Z życia i myśli Joachima Weltschmerza (o podejrzanych indywiduach wczuwających się w cierpienie całego świata); Dusza miast; Osobliwe przygody i doświadczenia Dionizego Suchoszczapskiego (opowieść z elementami horroru o posłudze księżowskiej i awansie chłopskim poprzez sutannę); Pan Kajetan Jutro (o postępie); System polityczny pana Teodora Grzechotki (farsowa, surrealistyczna miniatura na temat wszech-Polaków); Katarzyny Nietoperz opinie literackie (o odmianie dulszczyzny i jej niszczącym wpływie na literaturę); Zagrożone podstawy, czyli katastrofa w życiu pana Izydora Drzazgi (o hipokryzji w kwestii życia seksualnego); Pan Alojzy, człowiek dobrej woli; Jean qui rit et Jean qui pleure („Jan, który się śmieje i Jan, który płacze”; o Weyssenhoffie i Rodziewiczównie); Scherz, Ironie und tiefere Bedeutung („Żart ironia i głębsze znaczenie”, z fantasmagoryczną sceną spotkani
(...)Ihre Freundin Nicki benötigt die Hilfe Robertas jetzt am allerdringendsten. Ihr Treffen mit Lennart und seinen Kindern gerät zum Fiasko. Lennarts Töchter lehnen die neue Freundin ihres Vaters rundweg ab, die eine zeigt es indirekt, die andere knallhart. Auch ein zweites Treffen scheitert. Die sonst so selbstbewusste Nicki ist mit ihrem Latein mal wieder am Ende. Ohne ihre Arztfreundin Roberta wäre sie völlig vernichtet. Aber sie ist nicht das einzige Sorgenkind für Dr. Roberta Steinfeld. Die attraktive Ärztin ist im Sonnenwinkel unentbehrlicher als je zuvor – und das, obwohl gerade das neue Ärztehaus, eine angebliche Konkurrenz für sie, eröffnet hat! Rosmarie Rückert presste ihre Stirn an die Scheibe der Terrassentür und schaute zu, wie ihre beiden Hundedamen Missie und Beauty unbeschwert im Garten herumtollten. Es war schön, ihnen zuzusehen. Beauty bemühte sich gerade, einen herumflatternden Zitronenfalter zu fangen, was ihr natürlich nicht gelang. Missie schaute nicht einmal hin. Sie war halt die Klügere. Das war sie tatsächlich, auch wenn Rosmarie das nicht wahrhaben wollte. Missie war auch sehr clever. Ihr eigentlicher Name lautete nicht umsonst Miss Marple. Rosmarie liebte beide Hunde. Bei Heinz war es nicht anders. Doch irgendwie hatte sich herauskristallisiert, dass Beauty irgendwie eher ihr Hund war, Missie der von Heinz. Liebe bekamen sie von ihnen beiden mehr als nur genug. Ein Leben ohne diese beiden Hausgenossinnen wäre für Heinz und sie undenkbar. Beauty und Missie hatten sich in ihr Herz geschlichen. Wenn Rosmarie nur an seinen Namen dachte, wurde sie traurig und gleichzeitig auch zornig auf sich selbst. Welcher Teufel hatte sie bloß geritten, ihren Aufenthalt in Paris vorzeitig abzubrechen, nach Hause zu reisen, um bloß nicht die Ankunft von Stella zu verpassen. Und die ließ nicht einmal etwas von sich hören. Warum rief sie nicht wenigstens an? Sie war doch nicht irgendeine unbedeutende Bekannte, die man warten lassen durfte, weil sie unwichtig war. Sie war die Mutter!