Strona domowa użytkownika
Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
Najnowsze recenzje
-
(...) • „Kane” podobnie jak dwa poprzednie tomy doczekał się również swojej nowelki, która została utrzymana w takim samo swobodnym klimacie co główny tom. Jest ona idealnym uzupełnieniem tej szalonej historii i znakomicie rozwija wątek skomplikowanej, ale pełnej miłości relacji Kane’a i tytułowej bohaterki. A nieco wolniejsze tempo świetnie współgra z jeszcze większą dawką humoru serwowaną przez braci Slater. Ta niepozorna i króciutka nowelka naprawdę wciąga z niesamowitą siłą. Jedyną rzeczą, którą uznałabym za minus w przypadku „Aideen” to okładka. Niestety nie należała ona do najsubtelniejszych. • Trzeci tom serii o Braciach Slater wraz z nowelką uzupełniająca to obowiązkowa lektura dla każdego fana tej serii i nie tylko. Gwarantuje Wam, że historia Kane’a i Aideen nie raz rozbawi Was do łez i sprawi, że na chwilę całkowicie zapomnicie o otaczającym Was świecie. Wydaje mi się, że nie będzie przesadą, jeśli powiem, że „Kane” wraz z „Aideen” są stanowczo najlepszymi z wszystkich dotychczasowych części. Zwłaszcza, że widać, iż autorka dojrzała wraz z bohaterami, a jej styl pisania uległ znacznej poprawie. • Gorąco polecam! • Aleksandra • Szukaj mnie na: • [Link] • [Link]
-
Przeglądając opinie czytelników na temat Braci Slater często można spotkać się ze stwierdzeniem, że jest to ich ulubiona seria, przez co w recenzjach nie brakuje wszelkich ochów i achów. Ja w przeciwieństwie do innych niespecjalnie polubiłam się z L. A. Casey i jej chłopcami, dlatego do „Kane’a” byłam dość sceptycznie nastawiona. Na szczęście tym razem bardzo mile się zaskoczyłam. Książkę tę czytało mi się niezwykle przyjemnie oraz lekko i nie wiem nawet kiedy minęło mi te pięćset stron, bo nim się obejrzałam był już koniec, a ja żałowałam, że nie ma więcej. Ponieważ ku swojemu wielkiemu zdziwieniu naprawdę świetnie się bawiłam poznając historię Aideen i Kane’a. Ich pozorna nienawiść do siebie wraz ze sposobem w jaki ze sobą się droczyli ubawiła mnie do łez. A zadziorne i przezabawne dialogi pomiędzy tą dwójką oraz ich braćmi sprawiły, że przepadłam na dobre. Zwłaszcza, że ta historia jest tak przepełniona wszelakimi uczuciami, że nie da się przejść obok niej obojętnie. • „- Przez takie osoby jak ty na szamponach do włosów umieszczają instrukcję obsługi. • - Sugerujesz, że jestem głupi? • - Nie, mówię wprost, że jesteś głupi.” • W porównaniu do „Dominic’a” oraz „Alec’a” działo się tutaj naprawdę niewiele. Autorka skupiła się tu przede wszystkim na kwestiach związanych z ciążą oraz chorobą, z którą zmagał się nasz główny bohater, przez co wątek kryminalny i traumatyczna przeszłość Slaterów została zepchnięta na dalszy plan. Nie sprawiło to jednak, że historia Kane’a była gorsza. Powiedziałabym nawet, że wręcz przeciwnie. Ponieważ już od pierwszych strona widać, że wszyscy bohaterowie stali się bardziej odpowiedzialni oraz dojrzalsi i wreszcie zaczęli ruszać na przód, co uważam za plus. • „Kane” podobnie jak dwa poprzednie tomy doczekał się również swojej nowelki, która została utrzymana w takim samo swobodnym klimacie co główny tom. Jest ona idealnym uzupełnieniem tej szalonej historii i znakomicie rozwija wątek skomplikowanej, ale pełnej miłości relacji Kane’a i tytułowej bohaterki. A nieco wolniejsze tempo świetnie współgra z jeszcze większą dawką humoru serwowaną przez braci Slater. Ta niepozorna i króciutka nowelka naprawdę wciąga z niesamowitą siłą. Jedyną rzeczą, którą uznałabym za minus w przypadku „Aideen” to okładka. Niestety nie należała ona do najsubtelniejszych. • Trzeci tom serii o Braciach Slater wraz z nowelką uzupełniająca to obowiązkowa lektura dla każdego fana tej serii i nie tylko. Gwarantuje Wam, że historia Kane’a i Aideen nie raz rozbawi Was do łez i sprawi, że na chwilę całkowicie zapomnicie o otaczającym Was świecie. Wydaje mi się, że nie będzie przesadą, jeśli powiem, że „Kane” wraz z „Aideen” są stanowczo najlepszymi z wszystkich dotychczasowych części. Zwłaszcza, że widać, iż autorka dojrzała wraz z bohaterami, a jej styl pisania uległ znacznej poprawie. • Gorąco polecam! • Aleksandra • Wszystkie cytaty pochodzą z książki „Kane” autorstwa L. A. Casey. • Szukaj mnie na: • [Link] • [Link]
-
Samantha po rozwodzie rodziców zostaje zmuszona do zamieszkania z matką i jej nowym partnerem. Szybko się okazuje, że mężczyzna ma dwóch niezwykle przystojnych synów, o których marzy każda dziewczyna w mieście. Sam nie jest jednak zainteresowana ich bliższym poznaniem i stara się ukryć przed wszystkimi fakt, że mieszka z nimi pod jednym dachem. Zagubiona i rozgoryczona nową sytuacją postanawia wyłączyć uczucia i nie zwracać na nikogo uwagi. Los jednak przygotował dla niej całkiem inny scenariusz. • „Ludzie to węże, musisz się tylko zorientować, jakie mają kolory, ale i tak wszyscy są tacy sami. Każdy czegoś chce.” • Ostatnio nie mam szczęścia do literatury kobiecej, więc kiedy sięgałam po „Akademie Fallen Crest” byłam dość negatywnie do niej nastawiona. Przez pierwsze kilka stron zastanawiałam się nawet czy aby na pewno nie powinnam sobie zrobić przerwy od tego gatunku. Tym bardziej, że początkowe rozdziały nie były zbyt wciągające, a recenzję i opinie pojawiające się na bookstagramie i blogach również nie były zachęcające. Powiedziałam sobie jednak, że skoro już zaczęłam czytać tą książkę to ją skończę, choćby nie wiem co. Teraz, kiedy jestem po jej lekturze z ręką na sercu mogę powiedzieć, że cieszę się, iż nie zrezygnowałam z tej powieści, choć strasznie trudno jest mi wyjaśnić co tak naprawdę mnie w niej urzekło. Dlaczego? Ponieważ „Akademia Fallen Crest” ma tyle samo wad co i zalet. Jest to totalnie zakręcona historia, która ciągle mnie zaskakiwała, co właściwie było w niej najfajniejsze. Nigdy nie było wiadomo co wydarzy się za chwilę ani na jak bardzo zwariowany pomysł wpadną bohaterowie. Autorka porusza tutaj wiele typowych problemów nastolatków, dlatego często dramat goni dramat. Co prawda niektóre z nich były ogromnie naciągane i nierealne, jednak w żaden sposób nie sprawiały, że gorzej się czytało. Wręcz przeciwnie! Ta pokręcona historia Sam i braci Kade wciągnęła mnie tak bardzo, że nim się obejrzałam był już koniec. • Jeśli chodzi o bohaterów to mam dosyć mieszane uczucia. Samantha zdecydowanie nie jest postacią, którą łatwo polubić. Dziewczyna jest obojętna dosłownie na wszystko i nie przejmuje się niczym ani nikim, co bywa czasem strasznie irytujące. Natomiast o braciach Kade w zasadzie nie można za wiele powiedzieć, bo tak naprawdę autorka poskąpiła nam informacji o nich. Jedyne co o nich wiemy to, że są niezwykle popularni i utalentowani, a Logan jest tym zabawniejszym, bardziej wygadanym bratem, w przeciwieństwie do tajemniczego i niedostępnego Mansona. • Największym minusem tej książki według mnie jest język jakim posługuje się autorka. W porównaniu do czytanego przeze mnie wcześniej „Anti-Stepbrother. Antybrata” wypada wręcz tragicznie słabo. Czasem naprawdę trudno było mi połapać się, który bohater co mówi albo jaki mamy dzień. Tijan potrafiła pisać w jednym zdaniu o wydarzeniach np. ze wtorku, a w kolejnym o tych z czwartkowego popołudnia nie informując w żaden sposób czytelnika o tym. Owszem, w niektórych przypadkach można było w jakiś sposób zauważyć ten przeskok czasowy, lecz w jednej trzeciej była to po prostu zgaduj zgadula. • Podsumowując „Akademia Fallen Crest” to książka idealna dla osób, które szukają lekkiej, zwariowanej i niewymagającej historii na wieczór. Tijan wraz ze swoimi bohaterami nie raz rozbawi do łez, ale i strasznie wkurzy. Jeśli jednak szukać czegoś bardziej ambitnego oraz nie kontrowersyjnego to tutaj tego nie znajdziecie. Do „Fallen Crest” trzeba podejść z przymrużeniem oka. Gorąco polecam! • Aleksandra • Ps. Jeśli jesteście fanami „Papierowej księżniczki” Erin Watt to myślę, że „Akademia Fallen Crest” również przypadnie Wam do gustu. Dlaczego? Ponieważ obie te książki mają ze sobą naprawdę wiele wspólnego. • Wszystkie cytaty pochodzą z książki „Akademia Fallen Crest” autorstwa Tijan. • Szukaj mnie na: • [Link] • [Link]
-
„Siedem bram” autorstwa Adama Fabera to książka, której premiery niecierpliwie wyczekiwałam po lekturze fantastycznego „Czarnego amuletu”. Muszę przyznać, że byłam pewna, iż trzeci tom okaże się co najmniej równie dobry jak poprzednik, jeśli nawet nie lepszy. Szybko jednak przekonałam się, że postawiłam poprzeczkę zbyt wysoko. Ponieważ w moim odczuciu „Siedem bram” wypadło trochę słabiej od drugiego tomu. Wszystko przez zbyt dużą ilość bohaterów. Przyznam szczerze, że w połowie książki pogubiłam się kto jest kim i nie do końca wiedziałam o co chodzi. Kilka razy zdarzyło mi się nawet, że musiałam cofnąć się o parę stron lub rozdziałów by przypomnieć sobie kim jest dana postać albo do czego nawiązuje, co było trochę słabe... Uważam, że gdyby Adam Faber zmniejszył ilość bohaterów o połowę to książka ta wypadłaby dużo lepiej i nie dłużyła mi się tak w czytaniu. Ponieważ sama historia tu zawarta była bardzo interesująca. Zwłaszcza, że autor pieczołowicie zadbał o nawet najdrobniejszy szczegół, dzięki czemu Jaar stał się krainą jeszcze bardziej magiczną niż do tej pory. • Jest jednak jedna rzecz, która nigdy chyba się nie zmieni i na pewno mnie nie zawiedzie w przypadku „Kronik Jaaru”. Mianowicie mówiąc chodzi o okładkę, która podobnie jak w przypadku dwóch pierwszych tomów jest wprost zachwycająca. Zapewne nie pierwszy raz się powtórzę, ale Czwarta Strona bezsprzecznie ma jedne z piękniejszych okładek na polskim rynku wydawniczym. • „Siedem bram” to dobra kontynuacja przygód Kate Hallander, która nie raz zaskoczy czytelnika. Niestety książka ta w porównaniu do swojej poprzedniczki nie jest pozbawiona wad, przez co wydaje mi się, że nie każdy znajdzie w niej to czego szuka. Sama jednak nie mogę się doczekać co następnym razem wymyśli Adam Faber, dlatego już teraz wyczekuje czwartego tomu, a Was zachęcam do sięgnięcia po „Kroniki Jaaru”. • Aleksandra • Szukaj mnie na: • [Link] • [Link]
-
Zazwyczaj staram się nie pisać recenzji/opinii łączonych, aczkolwiek w przypadku „Oskarżonego” oraz „Niewinnej” pisanie dwóch oddzielnych tekstów wydaje mi się bezsensowne ze względu na ilość stron jaką sobie liczą. Z tego też powodu już na wstępie chciałabym powiedzieć, że objętość trylogii „Domniemania niewinności” bardzo mnie zaskoczyła. Normalnie jestem zwolennikiem grubszych książek, jednak te około stu trzydziestostronowe historie zadowoliły mnie całkowicie. Zapewne spory wpływ na to miał fakt, że kiedy zaczynałam „Domniemanie niewinności” byłam akurat w fazie sporego przesytu wywołanego literaturą kobiecą i cieszyłam się, że nie będę musiała czytać kolejnej rozwleczonej historii z masą zbędnych opisów tylko otrzymam właśnie to co autorka „obiecała”. • Przeglądając opinie w internecie zauważyłam, że sporo osób w przypadku tych książek narzeka na mało rozwinięte wątki poboczne i muszę się z nimi zgodzić i zarazem nie zgodzić. Dlaczego? Ponieważ z jednej strony wiadomo, że nie jest to romans tylko literatura erotyczna i przede wszystkim skupia się ona na relacji intymnej bohaterów, a reszta wątków jest mało istotna. Natomiast z drugiej strony, gdyby autorka już teraz rozwinęła jeden lub dwa wątki więcej to wydaje mi się, że „Oskarżyciel” wraz z „Niewinną” tylko by na tym zyskali. • Whitney G. pomimo małej ilości stron udało się stworzyć ciekawą historię, w której nie zabrakło tajemnic i atmosfery iskrzącej się od namiętności. A zabawne oraz zadziorne dialogi dodały tylko pazura. Wszystko to sprawiło, że obie książki pochłonęłam błyskawicznie i nim się obejrzałam nastał koniec. Co więcej po lekturze „Oskarżyciela” byłam tak zaintrygowana jak potoczą się dalsze losy Andrew i Aubrey, że musiałam natychmiast sięgnąć po kontynuację. Podobnie zresztą było z „Niewinną”, choć z tą różnicą, że teraz muszę dłużej poczekać. • Podsumowując, jeśli szukacie lekkiej, odrobinę pikantnej oraz zajmującej lektury na jeden wieczór to pierwsze dwa tomy „Domniemania niewinności” idealnie się do tego nadają. Gorąco polecam! • Aleksandra • Szukaj mnie na: • [Link] • [Link]
Należy do grup