Strona domowa użytkownika
Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
Najnowsze recenzje
-
Amory jednej panny oraz nieznajomość przepisów ruchu drogowego pewnego rudego kocura spowodowały łańcuch wydarzeń przyczynowo – skutkowych. Tak zaczyna się powieść duetu dwóch wspaniałych pisarek znanych z tego, że są świetnymi obserwatorkami życia codziennego. Prywatnie są przyjaciółkami i dzięki serdecznej relacji, jaka je łączy udało im się napisać zgrabną komedię. W „ Awarii małżeńskiej „ widać cięty język Nataszy Sochy oraz typowe cechy prozy Witkiewicz, gdzie trudno połapać się, co która napisała, gdyż akcja jest płynna i spójna. Panie z właściwą sobie werwą i ironią opisują prozaiczne zajęcia zwyczajnej rodziny, z humorem opowiadają o trudnych niekiedy rzeczach. Swoją drogą jestem pełna podziwu dla współpracy autorek, które dzieli dość spora odległość, jeśli chodzi o miejsca zamieszkania, a pomimo to nie przeszkodziło im to w harmonijnej współpracy i stworzeniu powieści. • Przyznaję, że nie ma możliwości nie uśmiechnąć się podczas lektury tej książki. Jednak pod tą lekką opowieścią kryje się gorzka prawda – żony często zatracają się w obowiązkach domowych, całą uwagę skupiając na dzieciach i mężach, ignorując swoje pasje i zainteresowania na własne życzenie. A wcale tak być nie musi i wydaje mi się, że mentalność współczesnych kobiet obecnie się zmienia i coraz częściej obserwuje się podział obowiązków domowych. • Trochę przeszkadzał mi pewien miszmasz z członkami rodzin, w trakcie lektury miałam problem, które dziecko jest, z której rodziny, która to ich mamusia albo czyj to tatuś. Bohaterowie jak i ich dzieci są w podobnym wieku stąd to lekkie zawirowanie, ale kiedy ogarnęłam, kto jest, kim, było już dużo łatwiej. • Sytuacje i dialogi są przejaskrawione, ale myślę, że to celowy zabieg, bo ta powieść jest raczej satyrą, aby w ironiczny sposób pokazać, że nie jesteśmy niezastąpione i wszystko robimy lepiej. Są momenty w życiu, kiedy powinnyśmy zwolnić i spojrzeć na wszystko z innej perspektywy. • Drogie żony dajcie mężom szansę na wykazanie się i większy udział w życiu rodziny. Nie odgrywajmy roli udręczonej pani domu i nie przejmujmy wszystkich obowiązków, pozwólmy sobie zwyczajnie pomóc i cieszmy się życiem. • „ Czyli nie musimy być idealne ? (…) - Po co ? Przecież macie zorganizowanych mężów i bardzo fajne dzieciaki . „ • Lepszego podsumowania nie potrzeba. Pozwólmy, więc się wyręczać w obowiązkach domowych i mieć czas dla siebie oraz na rozmowy z bliskimi i wspólne spędzanie czasu. Nie musimy być idealne kochajmy i pozwólmy się kochać. • „ Życie to nie wyścig, w którym gonimy idealną wersję siebie. To również wpadki, błędy i drobne pomyłki. Warto pamiętać o jednym, nadmiar słodyczy potrafi w końcu zemdlić. Nadmiar doskonałości również „ • Jeszcze na koniec taka moja mała dygresja trochę już „ wyrosłam „ z awarii małżeńskich i tego typu życiowych zmagań i pewnie, dlatego patrzę na powieść trochę inaczej niż większość czytelniczek z pewnym dystansem i sceptycznie. Sądzę też, że z tego z tego samego powodu książka, aż tak mnie nie zachwyciła jak się spodziewałam, po licznych pozytywnych opiniach, ale polecam gdyż historia Nataszy Sochy i Magdaleny Witkiewicz skłania do przemyśleń i refleksji.
-
Minął ponad rok od momentu, kiedy gościłam w Sosnówce, wtedy przyrzekłam sobie, że powrócę tam jeszcze w części trzeciej. Niestety w tamtym czasie nie było jej w bibliotece i trochę trwało zanim ponownie mogłam sięgnąć po kontynuację historii sagi rodzinnej z Sosnówki. • Pomimo długiej przerwy z łatwością i dużą przyjemnością odbyłam podróż do Towian, bo jest to miejsce pełne uroku i magii. Z radością spotkałam się z jej bohaterami jak z dawno niewidzianymi znajomymi. Nie oczekiwałam fajerwerków i niesamowitych doznań, gdyż nie jest to wymagająca lektura, lecz poprawnie skonstruowane babskie czytadło. Nie przeszkadzał mi fakt, że opowieść jest bardzo wyidealizowana, dokładnie w takim stylu, jaki zapamiętałam z poprzednich części. Pewnie, dlatego tak łatwo dałam się wciągnąć w lekturę, gdyż chciałabym, aby w prawdziwym życiu każdy mógł na siebie liczyć a przywiązanie i dobroć były życiowym priorytetem. Niby opowieść o życiu codziennym, ale niepozbawionym trosk, bolesnych tajemnic. W charakterystycznym dla siebie stylu Ulatowska szczegółowo opisała losy bohaterów, przedstawiła ich historię, co stanowi dosyć ciekawy element książki. Niestety w tej części autorka bardziej skupiła się na wątkach pobocznych, trochę mniej tu mogłam przeczytać o Annie i jej nowej rodzinie, ale za to bardzo dużo o sporej gromadce zwierzaków, które chwilami dominowały w powieści. • Autorka stworzyła prawdziwie powieściową rodzinę, która jest większości rodziną z wyboru a nie pokrewieństwa. Nie mniej jednak zabrakło mi trochę świeżości, gdyż autorka cały czas odwołuje się do fabuły, którą wcześniej stworzyła, a mnogość bohaterów, w pewnym sensie bardzo podobnych z charakterów powodowały, że chwilami gubiłam się w ich historiach a całość stała się w końcu nużąca. Myślę, że spowodowane to jest tym, że ta część powstała na życzenie czytelników. Autorce zwyczajnie zabrakło konkretnych pomysłów na nowe wątki i ciekawą fabułę tak dalece, że umieściła zupełnie niepotrzebnie postaci ze swoich innych powieści. • Ta część kończy cykl niezwykle odrealnionej, ale napisanej w lekkim stylu trylogii o mieszkańcach Sosnówki. Aby poczuć klimat „ Rodziny z Sosnówki „ trzeba zapoznać się z wcześniejszymi tomami w przeciwnym razie opowieść będzie wyrwana z kontekstu, raczej odradzam próbę czytania oddzielnie. • Powieść lekka, łatwa i przyjemna niewymagająca, kojąca nerwy. Maria Ulatowska stworzyła w swojej powieści niesamowite miejsce, gdzie sama z wielką chęcią wybrałabym się na wakacje, gdyby istniało w realnym świecie. • Moje rozważania kończę fragmentem kołysanki „ Iskierka „ - „ Już ci nigdy nie uwierzę, iskiereczko mała, chwilę błyszczysz, potem gaśniesz, ot i bajka cała. „
-
Sporo naczytałam się pozytywnych komentarzy na temat twórczości Robina Cooka, z zawodu lekarza uznawanego za mistrza w gatunku thrillera medycznego. Szczególnie bardzo przypadła do gustu czytelnikom książka „ Toksyna „, postrzegana, jako jedna z lepszych w jego twórczości. Wyruszyłam na poszukiwania, ale niestety nie posiadali jej w bibliotece, więc dostałam inną jak się okazało debiutancką powieść tego autora. • Jakie było moje zdziwienie, gdy okazało się, że „ Coma „ została napisana ponad 40 lat temu, chociaż egzemplarz, który wypożyczyłam jest wznowieniem z 2017 r. Pomimo upływu lat, historia opisana w książce wcale nie oznacza, że temat jest nieaktualny. Aż ciarki mnie przechodziły, gdy pomyślałam, że to może być prawda a nie tylko wyobraźnia autora, który stworzył fikcję literacką. • W szpitalu pacjent jest zdany na łaskę i niełaskę lekarzy i nawet, jeżeli popełnią błąd bardzo trudno udowodnić im winę a proceder opisany w powieści wcale nie wydaje się niemożliwy. • Początek był wciągający nawet mnie zainteresował, ale potem autor przez kilkadziesiąt stron skupił się, pewnie z racji zawodu na terminologii czynności medycznych, nazw leków, co stało się dla mnie nużące i mało ciekawe. • Akcja rozkręca się powoli, ogólnie cała powieść ma nierówne tempo. To przyspiesza to znów zwalnia do ponad połowy tak naprawdę nic ciekawego się nie dzieje. Z bijącym sercem czytałam faktycznie ostanie 100 stron, a zakończenie w ogóle mnie nie usatysfakcjonowało. Książka skończyła się tak nagle,że odniosłam wrażenie jakby autor zapomniał napisać ostatniego rozdziału. Pewnie taki był jego zamysł, aby zostawić pewne niedopowiedzenia i parę znaków zapytania. Wzbudził tym mój niedosyt, pomimo że w połowie lektury domyśliłam się z łatwością, kto stoi za mrocznym procederem odbywającym się w szpitalu. • Kolejny zarzut to główna bohaterka, która w pewien sposób czyni książkę jednoosobową, bo reszta postaci służy tylko za tło. Autor mógł stworzyć tę postać zupełnie inaczej, bo trudno mi jakoś uwierzyć, że studentka na drugim roku medycyny, pojawiająca się na praktykach zwietrzyła w jeden dzień spisek, którego nie zauważyli doświadczeni lekarze. Cook’a poniosła fantazja i przesadził w kreowaniu głównej bohaterki, która od samego początku wszystkim pyskuje, ma za nic procedury, robi, co chce i kiedy chce, co mim zdaniem uczyniło książkę mniej wiarygodną. Niestety strasznie to naiwne i irytujące. W pewnym sensie odebrałam to, jako lekki brak poszanowania inteligencji czytelnika. • Podsumowując, czterech literek mi nie urwało, spodziewałam się większej dawki adrenaliny a po zapoznaniu się z opiniami czytelników, że thrillery Cook’a są specyficzne, związane prawie zawsze z medycyną, sprawiają, że ich czytanie może stać się w pewnym stopniu monotonne, dam sobie spokój z pozostałymi.
-
Książka „ Chłopiec z latawcem „ od dawna znajdowała się na mojej top liście do przeczytania, a to za sprawą bardzo pozytywnych recenzji i z polecenia mojej znajomej z LC Ani. • Problemem było jej zdobycie. W mojej bibliotece jej nie mieli , w księgarniach trochę drogo ale jak mówi „ Biblia Tysiąclecia „ szukajcie a znajdziecie natrafiłam na nią w bibliotece powiatowej. Nie posiadając się z radości, czym prędzej zasiadłam do lektury. Zanim zacznę czytać, lubię zapoznać się z książką, pooglądać ze wszystkich stron, poczytać opisy wydawcy. • Tu chciałam podziękować w cudzysłowie wydawnictwu Albatros za to, że ktoś bezmyślnie na skrzydełkach książki postanowił streścić, co najmniej połowę książki, zabierając mi tym samym element zaskoczenia i umniejszając przyjemność z czytania. Dla mnie to irytujące i niedopuszczalne, dotychczas nigdy nie spotkałam się z taką sytuacją, myślę, że między innymi nie zrobiła powieść na mnie takiego wrażenia, jakiego oczekiwałam. Nie wiem jak mam sobie poukładać w głowie tę całą historię i co napisać o tej książce, bo jest to niewątpliwie bardzo dobra powieść, ale przez cały czas coś mi przeszkadzało i nie pozwalało ponieść emocjom. Może, dlatego, ze przedstawiony system wartości, na którym autor osadził całą fabułę jest dla mnie kompletnie nie zrozumiały i żeby nie rzec egzotyczny, raczej chyba obcy. Dla mnie Europejki, w pewnym sensie to niezwykłe spotkanie z kulturą odległą o całe lata świetlne. Przede wszystkim „ Chłopiec z latawcem „ moim zdaniem jest uniwersalną powieścią o odwadze czy może tchórzostwie, winie i karze, o grzechu i jego odkupieniu. Lektura była dla mnie miejscami głęboka i wstrząsająca, ma w sobie coś hipnotyzującego, że nie sposób było mi oderwać się od niej. Trudno nie współczuć Amirowi, towarzysząc mu w opowieści, w której próbuje rozliczyć się z przeszłością, dręczonym przez wiele lat przez wyrzuty sumienia, po tym jak sromotnie zawiódł swojego przyjaciela, który kochał go bezwarunkowo najbardziej na świecie i zrobiłby dla niego dosłownie wszystko. Hassan natomiast jest zbyt dobry, by pamiętać to Amirowi, by nosić w sobie nienawiść. Pomimo, że powieść jest w miarę wiarygodna pod względem wydarzeń, autor niebezpiecznie zbliżył się do granicy, gdzie odnosiłam wrażenie, że oglądam film trochę w stylu z Bollywood o tragicznych losach ludzi, którzy zgotowali sobie taki los na własne życzenie. Zastanawiałam się czy rzeczywistość opisana w powieści (szczególnie w pierwszej części) nie opiera się na wyraźnych, bajkowych kontrastach, typu pan i sługa, pałac i lepianka. To, że na zakończenie Hosseini nie popadł w sentymentalizm, w łatwe rozwiązanie i lukrowany happy end jest moim zdaniem dużym plusem tej powieści. Można być znowu dobrym, ale pewnych krzywd i błędów naprawić się nie da. Cieszę się, że przeczytałam tę powieść, bo jest to mądra książka napisana z wielkim wyczuciem, w której brak wulgarności, banału czy okrucieństwa wojny i do tego ma ona w sobie niesamowitą mądrość, nie pozostawia obojętnym i skłania do głębokich refleksji • Mimo wszystko i tak nie jestem w stanie zrozumieć jak bardzo mocno przynależność do danej grupy etnicznej w krajach muzułmańskich ma wpływ na całe życie człowieka. • "… Każdy grzech to jakaś forma kradzieży - Kto zabija, kradnie czyjeś życie, kradnie żonie męża, dzieciom ojca. Kto kłamie, kradnie komuś innemu prawo do prawdy. Kto oszukuje, okrada kogoś z prawa do uczciwego prowadzenia interesów... Nie ma gorszego czynu niż kradzież…”
-
„ Weź głęboki oddech. Daj się ponieść ciemnej rzece …. „. No właśnie nic nie jest tym, czym się wydaje, od samego początku aż do końca. Jestem bardzo pozytywnie zaskoczona tą powieścią nie spodziewałam się po opisie na okładce, że aż tak. Okazuje się, że mamy swoich rodzimych bardzo dobrych pisarzy i nie musimy na siłę zachwycać się tymi z zagranicy, bo cudze chwalicie a swego nie znacie. • Nic wcześniej nie wiedziałam o tym autorze poza opisem w książce, który przeczytałam. Jakubowski skonstruował powieść tak, że kiedy myślałam, że już koniec i wiem, kto winny wszystko wywracał i moje domysły nadawały się do wyrzucenia. Napisał naprawdę udany kryminał retro. • W tej powieści jest wszystko. Znalazłam i niezwykle krwawą, tajemniczą zbrodnię i skomplikowanych bohaterów i odpowiednio ponurą atmosferę. Powieść snuje się konsekwentnie, wartko i emocjonująco. Autor umiejętnie operuje grubym słowem, ani nie nadużywa wulgaryzmów, ani ich nie unika tam, gdzie powinny się pojawić. Świetne dialogi, wciągająca fabuła i całe grono postaci ze swoimi historiami i problemami • Sporą zaletą „Rzeki zbrodni” jest ukazanie szczegółowych opisów Bydgoszczy z lat dwudziestych ubiegłego wieku. Można powiedzieć, że autor zabrał mnie w podróż w czasie. Wraz z bohaterami podążałam ulicami miasta, wstępując do różnych knajp, odwiedzając wiele mieszkań i zaglądając do mrocznych i niebezpiecznych zakątków miasta. Bardzo dobrze oddana atmosfera Bydgoszczy tamtych czasów. • Dopracowani bohaterowie, wielowątkowa i misternie poprowadzona intryga, sprawiają, że powieść mocno przykuwała moją uwagę i czytałam ją z zapartym tchem. Największą sympatią obdarzyłam głównego bohatera, początkującego komisarza Leona Gajewskiego, który często działa pod wpływem impulsu, z wiecznie bolącym zębem oraz uwikłanym w kłopoty sercowe. Nie jest to wyidealizowany stróż prawa ani genialny detektyw, ale ma za to talent i zacięcie policyjne. Mam taką cichą nadzieję, że Leon pojawi się jeszcze na kartach innej powieści. • Dłuższą chwilę po zakończeniu siedziałam i zastanawiałam się, co napisać, bo na samo zakończenie, gdy myślałam, że oto naprawdę nastąpiło rozwiązanie wszystkich zagadek, autor pozostawia niedomówienie w pewnym pamiętniku. • Bardzo dobra moim zdaniem książka, perfekcyjnie opisane zło, zdrada, zemsta, to wszystko stworzyło fantastyczną całość i zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Jednym słowem z czystym sumieniem polecam, świetny kryminał. Prawdziwa uczta dla wielbicieli kryminałów, zwłaszcza w stylu retro. • „ W dzisiejszych …. czasach zachowajmy wszyscy spokój i rozwagę, miejmy do siebie zaufanie, szanujmy uczucia drugich, załatwiajmy wszystko z taktem „