Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
Do czytania wybieram najczęściej literaturę sprzed XXI wieku, nie stronię od liryki i dramatu, czasami sięgam po reportaż, a najrzadziej decyduję się na literaturę popularnonaukową. Bardzo lubię czytać biografie, wspomnienia, listy i dzienniki.
Poniższe wyrywki z czytanych przeze mnie tekstów mocno ze mną współgrają, więc są przedłużeniem tych kilku słów o sobie :)😊
„Ciekawe jest widzieć, że niemal wszyscy ludzie wielkiej wartości zachowują się z prostotą i że niemal zawsze owa ich prostota jest brana za świadectwo tego, że są niewiele warci”.
Myśli, Giacomo Leopardi
„Intensywność marzeń, ważniejsza jest od ziszczeń”.
Wysoki Zamek, Stanisław Lem
-
Chory na serce Salomonson ma dość wystawnego życia, które prowadzi jego żona i córka, w dodatku wszystko to za jego ciężko zarobione pieniądze. Snuje rozważania na temat przemijania, rodzinnych więzi i wartości uniwersalnych. Czy jego praca, której z takim poświęceniem się oddawał, miała sens? A obrana przez niego życiowa droga? • Podczas słuchania przyszła mi na myśl Tołstojowska „Śmierć…”, ale w porównaniu z nią, Zweigowski tekst jest zdecydowanie bardziej skondensowany.
-
W tej książce absurd goni groteskę i wespół w zespół z czytelnikiem wirują w komunistycznych surrealiach powojennej Jugosławii. Zadaniem tej fantasmagorii nie jest jednak odwrócenie uwagi, ale obnażenie i obśmianie zła i bezduszności mechanizmów jedynie słusznego, niemiłościwie panującego, ruchu i ustroju. • Jeszcze większe, bo metafizyczno-okultystyczno-ezoteryczno-spirytystyczne dziwactwa, będące na pograniczu fantastyki, dzieją się za czasów c.k. monarchii, do których cofamy się, by poznać dzieciństwo Marty K., zresztą pełny tytuł książki brzmi: „Dziennik Marty Koen. Okultystyczne zaplecze ruchu komunistycznego w Jugosławii 1928–1988” • Tę książkę można czytać na różnych poziomach wtajemniczenia, to znaczy, im większą ma się wiedzę, tym dla czytającego lepiej, bo szybciej i łatwiej odkoduje ukryte w niej tropy. • A wszystko zaczyna się tak niewinnie, od śmierci, wydawałoby się nikomu nieznanej, zwykłej obywatelki Marty Koen. Jednak próba odkrycia przeszłości bohaterki równa się otwarciu puszki Pandory. • Zaintrygowała mnie ta zagadkowa Marta, której dzieje próbowali odtworzyć dziennikarze, zmyślając i wysysając z palca tyle informacji, ile wlezie, od razu przypomniało mi to orwellowskie komentarze do kłamstw wypisywanych przez właśnie takich wszystkowiedzących pismaków. • Im więcej dowiadywałam się o Marcie, tym częściej sięgałam do pomocniczych źródeł po posiłki, bo o Josipie Brozie co nieco wiedziałam, ale kim był Milovan Đilas, nazywany „Dido” albo Aleksandar Ranković? W książce pojawi się też nazwisko guru psychoanalizy, którego Svetislav Basara nie oszczędza i traktuje nie jak doktorską sławę, ale jak celebrytę tamtych, co prawda, czasów, ale w dzisiejszym tego słowa znaczeniu. „Doktor Freud z całą pewnością nieporównanie bardziej zobowiązałby świat, gdyby zrobił dyplom z elektrotechniki”. • Dzięki „Dziennikowi…” dowiedziałam się o tym, co działo się na Nagiej Wyspie. W ogóle dowiedziałam się o istnieniu tej wyspy. • Najtrudniej było mi przedrzeć się przez fragmenty spirytystyczne i okultystyczne, ale sukkuby oraz ostatni łowcy czarownic będą mi się z tą książką kojarzyć na pewno! • Muszę przyznać, że trudny dla mnie, jugolaiczki, był tekst Basary, mocno wymagający i na pewno nie do końca zrozumiały. Żeby mieć pełnię satysfakcji z obcowania z nim, musiałabym mieć solidną znajomość powojennej historii i polityki Jugosławii, a także podwaliny teorii marksizmu i komunizmu, no i nie można zapominać o demonologii i psychoanalizie. To wszystko wyniosło ten utwór na wyższy poziom intelektualny i próbując wgryźć się w każdą zawartą w nim myśl, można było naprawdę połamać zęby. • Zapewne z tego powodu biorą się te niskie noty książki. Brak podstaw = brak zrozumienia i tym samym brak przyjemności z lektury, którą trudno rozgryźć. • Podczas słuchania „Dziennika…” czułam ten sam rodzaj zagubienia, jaki odczuwałam podczas słuchania „Gogolowego disco” Matsina, które równie hermetycznie osadzone było w estońskiej niby-rzeczywistości mocno uwarunkowanej przez estońską historię i kulturę. • Nie jeden i nie dwa razy podczas słuchania przychodził mi na myśl Stanisław Lem, bo i przy jego niektórych lekturach miałam podobne fajerwerki myślowe. I w przypadku filozoficzno-ideologicznych wywodów, gdy Basara spuszczał logikę ze smyczy, zdecydowanie wymykały się one mojemu przyziemnemu pojmowaniu świata i rzeczy. • Im więcej czasu mija od poznania tej książki, tym większy czuję do niej sentyment, bo Svetislav Basara ma stylowe pióro, giętki język, piekielnie błyskotliwą inteligencję oraz poczucie humoru zbliżone do mojego. Częste przypisy, a może bardziej komentarze, należały do moich ulubionych stałych elementów tego tekstu. • Polecam, ale raczej znawcom i rasowym jugofilom.
-
Monumentalny zbiór korespondencji małżeńskiej, która była wynikiem życia w ciągłych rozjazdach. Jakże dzięki tym listom Dąbrowscy stają się zwykłymi Kowalskimi z trudami i problemami dnia codziennego, gdzie ten najważniejszy – ustawiczny brak „floty” – skutecznie utrudnia im życie. Nie pieniądze jednak dla małżonków są najważniejsze, tylko życie i społecznikostwo. • Mamy tu szalenie ciekawy obraz polskiego społeczeństwa i jego nastrojów w przeddzień wybuchu wielkiej wojny. Poznajemy środowisko społeczników, redaktorów, księgarzy i wydawców. Ileż znanych historycznych postaci pojawia się w przypisach. • Imponujące dzieło, w którego powstanie autorka musiała włożyć mnóstwo mrówczej pracy.
-
Przeczytana po raz pierwszy blisko dwadzieścia lat temu, była moją pierwszą beletrystyką biograficzną autorstwa Stone’a i właśnie od niej zaczęło się moje zainteresowanie pisarzem. Wtedy też historia życia Michała Anioła wywołała na mnie potężne wrażenie, które z czasem, stopniowo, przeobraziło się w wyobrażenie tego wrażenia. • Słuchana niedawno po raz drugi nie zachwyciła już tak, jak zrobiła to po raz pierwszy. Okazuje się, że bardzo dużo faktów z życia Michała Anioła pamiętam, nie było więc zaskoczeń i zdziwień. Dostrzegłam też sporo schematów i zabiegów literackich, które Stone powtarza w innych swoich książkach, a że równolegle do słuchania „Udręki…” czytałam „Bezmiar sławy”, było to wręcz namacalne. Jednak, tak jak za dawnych lat, nie obyło się bez wzruszeń i bez zachwytu nad próbą uchwycenia osobowości Michała Anioła. Imponująca była w tym twórcy potężna wola tworzenia po swojemu. To jego ciągłe szukanie własnej drogi, bo on wcale nie chciał być lepszy, chciał być inny. Wbrew wielu, którzy widzieli w nim malarza, on, ponad inne artystyczne rzemiosła, ukochał rzeźbę i czuł się przede wszystkim rzeźbiarzem. Zupełne oddanie się pracy twórczej, poświęcenie jej całego życia i związana z tym wyborem wielka samotność budzą podziw, a ta niebywała odpowiedzialność za ojca i braci, na których utrzymanie łożył do końca – szacunek. • Niesamowita była jego żywotność i artystyczna aktywność. W wieku 80 lat miał twórczych pomysłów na kolejne 80 lat życia!
-
To, co mnie ujęło w tej listami pisanej fikcyjnej opowieści obejmującej kilka lat życia Franza Kafki, to język i nastrój. Anna Bolecka tak sugestywnie opisała zmyślone wydarzenia i wyłącznie prawdopodobne rozterki swoich bohaterów, że sprawiła, iż można w nie uwierzyć, można je wziąć za prawdę. Realizmu tej historii dodał lektor, Krzysztof Dorosz, który czytał tak, jakby sam był nadawcą tych listów. • Autorka zawarła w swojej epistolarnej powieści wiele kluczowych biograficznych tropów, dla mnie najciekawszym, bo tym mniej znanym, przynajmniej dla mnie mniej, było zainteresowanie Kafki teatrem żydowskim, tym objazdowym o niskiej randze, śpiewno-taneczno-widowiskowym, wystawianym w jidysz przy prostej scenografii. • Od wymiany listów o teatrze się zaczyna, ale mowa w nich jest przede wszystkim o relacjach, tych z ważnymi w życiu Franza kobietami, Felicją, Gretą, Julią, Mileną, Dorą, relacjach z przyjaciółmi, aktorem Icchakiem, lekarzem Hugonem i Maxem Brodem, z siostrą, Ottlą i z ojcem. • Znalazło się w tej korespondencji miejsce na wzmianki o psychoanalizie, ruchu syjonistycznym i wegetarianizmie, jednak istotą tego pisania do przyjaciół i nie tylko, miała być próba odnalezienia siebie w skomplikowanych związkach międzyludzkich. • Śmierć Franza Kafki nie kończy listownego korowodu i pisanie trwa w najlepsze do roku 1947. Teraz wymieniają listy ocalali z wojennej zagłady bliscy i przyjaciele Franza, a przedmiotem ich rozmów na papierze jest spuścizna pisarza i losy wspólnych znajomych. • Książka Anny Boleckiej to na pewno beletrystyka z wyższej półki, którą polecam, na pewno wszystkim Kafkofilom.