Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
Do czytania wybieram najczęściej literaturę sprzed XXI wieku, nie stronię od liryki i dramatu, czasami sięgam po reportaż, a najrzadziej decyduję się na literaturę popularnonaukową. Bardzo lubię czytać biografie, wspomnienia, listy i dzienniki.
Poniższe wyrywki z czytanych przeze mnie tekstów mocno ze mną współgrają, więc są przedłużeniem tych kilku słów o sobie :)😊
„Ciekawe jest widzieć, że niemal wszyscy ludzie wielkiej wartości zachowują się z prostotą i że niemal zawsze owa ich prostota jest brana za świadectwo tego, że są niewiele warci”.
Myśli, Giacomo Leopardi
„Intensywność marzeń, ważniejsza jest od ziszczeń”.
Wysoki Zamek, Stanisław Lem
-
Oszczędny i surowy styl Hemingwaya plus beznamiętna interpretacja lektora spowodowały, że na początku trochę wiało nudą. Potem, w okolicach środka, zrobiło się ciekawiej, by jeszcze przed zakończeniem znowu obniżyć loty. • Koniec dobry, chociaż właśnie takiego można było się spodziewać. • Wojna, ta przykra konieczność, której nikt nie lubi i nie chce w niej brać udziału, ciągle trwa, ale więcej się o niej opowiada niż w niej uczestniczy. Bohaterowie nie widzą jej końca. Ta niewiadoma, te zmiany pozycji wojsk, odwroty, przemarsze, ciągle nie dają definitywnej odpowiedzi, kiedy nastąpi upragniony koniec. Nie chodzi nawet o wygraną, tylko właśnie o koniec. • Wątek miłosny został ciekawie poprowadzony, chociaż czasami miałam wrażenie, że Catherine i Frederick nie żyją naprawdę, tylko odgrywają swoje role w teatrze. Fatalne dialogi. A uległa i nadskakująca Frederickowi Catherine, nadużywająca wyznań w stylu: jesteś cudowny, jesteś wspaniały, odpocznij, etc. jest męcząca i pretensjonalna. I według mnie mało wiarygodna, akurat w tych momentach. • Zdecydowanie wolałam motyw wojenny. • Dwa zdania zapadły mi w pamięć, chociaż to drugie, wyrwane z kontekstu traci. • „Życiem nie jest trudno kierować, kiedy człowiek nie ma nic do stracenia”. • „Pamiętałem Catherine, ale oszalałbym, gdybym o niej myślał”. • Podsumowując. Ta książka to swoista sinusoida i długo wahałam się jak ją ocenić.
-
Już po kilkunastu przeczytanych stronach „Komu bije dzwon” przypomniały mi się, po raz nie wiem który, słowa Hamleta: „Złe jest to wszystko i skończy się źle”, a potem, podczas czytania, już na dobre przylgnęły do moich myśli, jak motto. • Najbardziej poruszyło mnie to, że hiszpańska wojna domowa została pokazana z perspektywy uczestnika – nie będącego jednak Hiszpanem, lecz zaangażowanym obcokrajowcem, który opisuje towarzyszy broni z własnego punktu widzenia. • Wiele na tych stronach przeczytamy o ludzkiej naturze, o jej dobrych i złych skłonnościach, o tym, że obie strony konfliktu działają w myśl zasady wet za wet, że wokół dużo jest kłamstwa, ale przecież „jeśli dana sprawa jest fundamentalnie słuszna, kłamstwo nie powinno mieć znaczenia”. • Ta powieść to ciągły korowód dylematów i pytań bez odpowiedzi, fatalistyczne miotanie się myśli. • Książkę czytałam w nowym tłumaczeniu, Rafała Lisowskiego. Na początku uwierała mnie nienaturalność językowa dialogów, nadużywanie i powtarzanie tych samych dziwacznych zwrotów, jakieś oryginalnie, starotestamentowo brzmiące wulgaryzmy. Zrozumiałam te językowe zabiegi po przeczytaniu „Słowa od tłumacza” – przekazana tam idea przekładu do mnie przemówiła i sprawiła, że inaczej spojrzałam na cały tekst. Tłumaczenia Bronisława Zielińskiego nie znam, dlatego nie mogę się do niego odnieść. • Dla mnie dużą zaletą tego wydania były przypisy, dzięki którym, między innymi, dowiedziałam się, jak ważną wojskową personą podczas hiszpańskiej wojny domowej był Karol Świerczewski. • Nie jestem ani wielką znawczynią prozy Hemingwaya, ani jego wielką fanką, a z jego dorobku znałam dotąd doskonałego według mnie „Starego człowieka i morze” oraz średnie „Pożegnanie z bronią”. „Komu bije dzwon” zrobił na mnie największe wrażenie i trafił na listę tytułów, do których moje myśli często wracają.
-
Temat przewodni tego komiksu bardzo mnie zainteresował szczególnie w kontekście ostatnio czytanych lektur o wojnie domowej w Hiszpanii („W hołdzie Katalonii”, „Komu bije dzwon”). • Tym razem Paco Roca i dziennikarz Rodrigo Terrada w przejmujący sposób grzebią w przeszłości i rozdrapują rany, wbrew tym wszystkim, którzy niekoniecznie widzą sens w ciągłym oglądaniu się za siebie, którzy demokrację chcą budować na niepamięci. • Ta narysowana opowieść, na pierwszym planie ukazuje osobistą walkę córki o pamięć ojca, w szerszym wymiarze staje się świadectwem potrzeby wydobycia na powierzchnię nie tylko tysięcy Hiszpanów spoczywających w masowych grobach, ale także prawdy o okolicznościach ich śmierci. W wielu przypadkach wyroki były krzywdzące, oparte na fałszywych oskarżeniach wynikających jedynie z fanatycznych różnic w poglądach politycznych. • Mimo wprowadzenia w 2007 roku „Ustawy o pamięci narodowej” nie ułatwiła ona rodzinom odnajdowania ciał swoich bliskich, bo to na nich przerzuciła zadanie odnalezienia i odzyskania szczątków. Co gorsza, gdy w 2011 roku do władzy doszła partia prawicowa, wstrzymała gwarantowane przez „Ustawę…” wsparcie na ten cel z powodu… braku środków. • Ponadosiemdziesięcioletnia Josefa (Pepica) Celda, córka skazanego na śmierć w 1940 roku rolnika, oskarżonego o przynależność do lewicy republikańskiej, nie poddała się i „wbrew przesądom kraju udręczonego własną pamięcią – pochyliła się nad otchłanią zapomnienia”. • I mimo iż minęło ponad siedemdziesiąt lat od pochowania ojca w zbiorowej mogile, Pepica nie odpuściła i toczyła biurokratyczny bój w urzędach „przeciw skomplikowanemu mechanizmowi demokratycznego państwa cierpiącego na amnezję” o prawo do pogrzebania ojca w rodzinnym grobie. • Ta emocjonalnie przedstawiona batalia, prowadzona przez bohaterkę tej graficznej opowieści, przeplata się z losami grabarza, który grzebiąc ofiary reżimu w zbiorowych grobach, starał się ocalić pamięć o nich. Wątek Pepicy i grabarza Leóncia Badíi Navarry, wzbogacony jest o odniesienia do kultury i tradycji antycznej: Homera, Sofoklesa, Arystotelesa, które dały początek wielu naszym zwyczajom i obrzędom pogrzebowym. • Komiks ten nie tylko uzupełnił moją niedowiedzę o skomplikowanych realiach w Hiszpanii tuż po zakończeniu wojny domowej, ale był również nietypową lekcją historii, która pozostanie w mojej pamięci na długo dzięki emocjonalnemu ładunkowi, jaki niesie za sobą jego opowieść.
-
„W hołdzie Katalonii” George’a Orwella to książka, która pomogła mi dostrzec złożoność hiszpańskiej wojny domowej – konfliktu, o którym wcześniej miałam głównie encyklopedyczne pojęcie. • „Pisanie o walkach w Hiszpanii tylko z czysto wojskowego punktu widzenia jest niemożliwe. Była to przede wszystkim wojna polityczna. Wojna, w której, dla zrozumienia zachodzących wydarzeń – przynajmniej w pierwszym roku jej trwania – należało wniknąć w międzypartyjną walkę, toczącą się wśród ugrupowań rządowych za linią frontu”. • Orwell, w odróżnieniu od bardziej beletrystycznego i psychologizującego Hemingwaya, przyjmuje ton reportersko-pamiętnikarski – nie tyle opowiada historię, co dokumentuje ją z perspektywy bezpośredniego uczestnika. Uderza prostotą języka, ironią oraz empatią wobec zwykłych ludzi – biednych, często nieświadomych chłopów i nastolatków, którzy z naiwnością rzucili się w wir ideologicznej wojny. • Autor bezlitośnie demaskuje absurdy i dramaty tej wojny. Obnaża zakłamanie mediów i bezrefleksyjność czytelników, których niewiedza połączona z uprzedzeniami fałszuje rzeczywistość, a cytaty o fałszywych relacjach prasowych i politycznych manipulacjach pozostają aktualne do dziś. Opisy partyjnych układów mogą nużyć, ale to one właśnie pozwalają zrozumieć, dlaczego republikański chaos przegrał z faszystowską jednością. Orwell pisze z trzeźwym sceptycyzmem, ale też z szacunkiem do tych, którzy naprawdę wierzyli, że walczą o sprawiedliwość. • To nie jest literatura piękna w tradycyjnym sensie – to raczej reportaż, pamiętnik, relacja frontowa, którym towarzyszy osobisty ton, błyskotliwa obserwacja i humor, chociażby w opisie Sagrady Familii: • „nowoczesny kościół, jedna z najbrzydszych budowli na świecie. Wieńczyły ją cztery ząbkowane iglice przypominające kształtem butelki po winie. … Sądzę, że anarchiści nie wysadzając tego kościoła w powietrze, gdy mieli taką możliwość, wykazali się złym gustem” • albo w wyrażeniu tęsknoty za porzuconym teleskopem: • „Szkoda było tylko teleskopu. Myśl o zaprzepaszczeniu tego wspaniałego łupu nie daje mi spokoju nawet do dzisiaj”. • Dzięki temu „W hołdzie Katalonii” staje się czymś więcej niż dokumentem – staje się upamiętnieniem.
-
To krótki tekst, ale pełen silnych i skrajnych emocji. Opowiada o przyciąganiu się ludzkich natur, o fascynacji drugim człowiekiem, a także o rodzącym się umiłowaniu wiedzy, pogłębianiu zainteresowań, budzeniu aspiracji, aż po przejawy nadmiernej ambicji. To także studium jednostki odmiennej, przegrywającej walkę z akceptacją własnej odrębności. • To opowiadanie Zweiga przywołało mi na myśl „Sedno rzeczy”, bo i tu obecna jest mocną więź między uczniem i nauczycielem, skrywana tajemnica, oraz małżeństwo pozornie trwałe, a jednak podszyte dystansem. • Wydaje mi się jednak, że u Natsumego było dotkliwiej.