Recenzje dla:
Przyducha/ Maciej Piotr Prus
-
JESZCZE SPLEEN CZY JUŻ ARMAGEDON? • Z zainteresowaniem sięgnąłem po nową, wydaną nakładem Korporacji Ha!Art powieść Macieja Piotra Prusa pod tajemniczym tytułem Przyducha. Autor, znany m.in. jako poeta, prozaik, redaktor naczelny „Przekroju” i „Maxa”, prowadzący (razem ze śp. Piotrem Bikontem) legendarny magazyn mówiony „Gadający Pies”, i tym razem osadził akcję swej książki w Krakowie, głównie w rejonie Kazimierza. Fakt ten nie dziwi zorientowanych w topografi i lokali gastronomicznych naszego miasta, gdyż Prus jest od wielu lat także restauratorem, właścicielem klubu „Piękny Pies”, mającego swą siedzibę (kolejną) przy ul. Bożego Ciała. • Jest zatem ów klub „pępkiem świata”, mikrokosmosem, swoistym epicentrum ważnych wydarzeń odzianych w szarą, spowitą krakowskim smogiem codzienność. Tu wszystko zaczyna się i kończy, choć istotna jest również trwałość i niezmienność miejskiej materii. Tytułowa „przyducha” to immanentna cecha Krakowa, gdzie życie toczy się w swoim niespiesznym rytmie i gdzie zdecydowanie mniej „księżyca w butonierce”, a więcej mocnego alkoholu pitego aż po świt, dziwnych, zawartych przy barze znajomości i niekonwencjonalnego seksu. • – To sytuacja, gdy tlenu w zbiorniku wodnym jest tak mało, że żyjące w nim organizmy zaczynają ginąć. W kontekście książki – naturalny stan Krakowa. Smog, nuda, brak perspektyw… to wszystko, co składa się na „krakowski spleen”. Ludzie są tu tak niedotlenieni, że nie potrafią normalnie żyć, myśleć, pracować i dlatego całe dnie przesiadują w knajpach. A turyści przyjeżdżają ich oglądać i zachwycają się „magiczną atmosferą”. Kiedyś nawet napisałem, że reszta kraju powinna się opodatkować na rzecz Krakowa, bo przy całym naszym upośledzeniu stanowimy rodzaj dobra narodowego – wyjaśnia Prus w wywiadzie dla „Dziennika Polskiego” (29 września br.). • Przyducha wpisuje się w modne trendy kryminalne obecne we współczesnej literaturze. Co prawda trudno nazwać ją klasycznym thrillerem, ale zawiera niezbędne elementy właściwe temu gatunkowi. Nie sposób też nie zauważyć inspiracji prozą Michela Houellebecqa (notabene przywołanego przez autora), szczególnie jego ostatnią powieścią Uległość. O ile jednak laureat Nagrody Goncourtów 2010 rozsnuwa przed czytelnikiem ponurą (acz prawdopodobną) wizję nieuchronnej, ewolucyjnej islamizacji Francji, o tyle Prus – przywołując duchy przeszłości i wieszcząc nadchodzący Armagedon – nakręca spiralę fikcyjnej emocji. Obsesyjna opresja pozornie bezimiennej władzy, liczne skojarzenia z okresem stanu wojennego, wszechistnienie tajnych służb tworzą klimat małej ojczyzny z wiekopomnymi dziełami Kafki czy Jarry'ego, a może nawet Orwella w tle. Do tego jeszcze sugestywna, pisana w pierwszej osobie narracja, jakby z punktu widzenia zniewolonej przez system jednostki… • – Krakowski spleen istnieje raczej w legendzie niż w rzeczywistości. Tak naprawdę nie chodzi mi też o Kazimierz i Stare Miasto, ale o to, że przestrzeń, która wydawała się spójna i jednorodna, nagle się rozpadła. Podzielono ją drutem kolczastym – konkluduje autor Przyduchy w rozmowie z Janem Bińczyckim dla „Gazety Wyborczej” (27 października br.). • Za to bohaterowie powieści, czego zresztą można było się spodziewać, to świetnie spreparowane, „krwiste” postaci, posiadające częstokroć archetypy osobowe wśród stałych klientów „Pięknego Psa”. Na pierwszy plan wysuwa się Filip Front, którego pierwowzór czytelnicy upatrują w Marcinie Świetlickim. • Zwraca uwagę świetny styl i wyczucie języka właściwe poetom piszącym prozę; dbałość o szczegóły, wysublimowana, świadoma prostota wypowiedzi, wreszcie spójność decydująca o tym, jak czyta się książkę. Mnie czytało się znakomicie. Polecam. • Janusz Mika