Recenzje dla:
O krasnoludkach i o sierotce Marysi/ Maria Konopnicka
-
'O krasnolutkach i o sierotce Marysi' to naprawdę ewenement na skalę światową z wielu powodów. Nie znam nikogo, kto by książkę przeczytał w całości, a już na pewno nie znam nikogo, kto by ją polubił i miło wspominał. W moim przypadku baśń Marii Konopnickiej dostała się w moje ręce na koniec pierwszej klasy szkoły podstawowej, kiedy książkę otrzymałam jako nagrodę. W wieku 7 lat wydawało mi się, że to żaden problem ją przeczytać, do czytania zawsze byłam zachęcana, a wydanie Beskidzkiej Oficyny Wydawniczej kusiło pięknym wydaniem i równie pięknymi ilustracjami, ba, obejmowało również małą, uroczą zakładkę, co widziałam po raz pierwszy w moim 7-letnim życiu. Niestety gorące chęci przeszły mi tak szybko jak się pojawiły kiedy zaczęłam czytać książkę samodzielnie mając wrażenie, że to zgoła zupełnie inny język niż ten, którym posługuję się na co dzień. Walczyłam dzielnie, ale po kilku krótkich rozdziałach nie wiedząc do końca o czym czytam, w czym nie pomagały objaśnienia trudniejszych słów na końcu książki - zamiast w formie bezpośrednich przypisów w dole strony - z resztą nie rozumiałam znaczenia tylu słów, że nawet końcowe objaśnienia ich nie zawierały - udałam się po pomoc do mamy, która coś nie coś mi poczytała, ale wydaje mi się, że dość niechętnie, ponieważ sama szybko odstąpiła od tematu. Zniechęcona przeniosłam uwagę na inne książki, a Krasnoludki i sierotka Marysia poszły w kąt. Mijały lata, książka była przekładana z jednego miejsca na drugie, ale zabrałam ją ze sobą podczas przeprowadzki, gdzie dalej grzała miejsce, tym razem na nowej półce. Przypomniało mi się o niej kiedy byłam w ciąży i chciałam przeczytać dziecku na głos wszystkie bajki i książki z mojego dzieciństwa 'do brzusia'. Niezwłocznie okazało się kolejny raz, że to istna orka na ugorze, ale byłam mocno zdeterminowana by tym razem przejść przez całą opowieść. Nie ukrywam, że przebrnięcie przez początek, wejście w ten świat, a szczególnie w ten język, to wysiłek doprawdy siermiężny, ale tym razem sens pojawił się szybciej, a dodatkowo byłam ciekawa znaczenia słów i wyrażeń, a przede wszystkim - jak historia się zakończy. Książkę skończyłam czytać już po urodzeniu dziecka, ale było to istne katharsis na moje serce. Lekko umęczona, owszem, ale gdzieś w połowie lektury to zmęczenie ustąpiło szczeremu zainteresowaniu. Książka naprawdę mi się podobała, teraz dopiero widzę bezmiar wysiłku jaki włożyła autorka w napisanie tego baśniowo-ludowego dzieła. Pięknie ukazana jest miłość do ziemi, do pracy, która mimo gigantycznych trudności i przeciwności losu, często beznadziei, przynosi satysfakcję i ukojenie. Jak małe ukierunkowanie, pomoc i wsparcie może całkowicie odmienić czyjś los. Jak złe decyzję mogą przekreślić nasze szanse na zmianę. Krasnoludkowy humor sytuacyjny jest naprawdę przezabawny, a niefortunne, smutne wydarzenia sprawiają, że żałujemy biednych postaci, przez to bardziej im kibicujemy. Koniec słodko-gorzki i po części metaforyczny skłania do refleksji, a już na pewno napawa dumą, że dokończyliśmy lekturę rozpoczętą kilka dekad wcześniej. Warto.