Recenzje dla:
Klucz wisi na Słońcu/ Zuzanna Bartoszek
-
Poezja sumiennie pielęgnowanego rozczarowania sprawami doczesnymi, rynkiem pracy, ludźmi naokoło, sobą samą, światem bez alternatyw dla wrażliwych i cokolwiek bardziej myślących, w końcu wszystkim po kolei. Poezja punktująca hipokryzję elit, schizofrenię rządzących, małpi rozum klientów, brak perspektyw dla chronicznych depresantów. „Czeka mnie wielki dzień, otwarty na oścież jak okno. Otwarte okno, które / nie jest żadną szansą”. W tym świecie bieda nie uszlachetnia a życie w kłamstwie wcale nie jest znośniejsze. Nienawiść kolportuje krew z każdym ruchem mięśni – w tym najszybciej do serca. Wiersz-zamiennik zastępujący nieciekawą rzeczywistość. I wiersze dziejące się jak widzenie: przez szybę, z balkonu, w tłumie. Poezja będąca szansą na dystans wobec tego, co deprymuje, uwiera, znosi w ruderalne kąty. To poezja o kaprysach losu, które są równie beznadziejne jak foldery upadających biur podróży. Sporo wierszy dzieje się w przesmyku – między projekcją senną, a trzeźwym oglądem konieczności na które nie ma rady. Te poetyckie fantasmagorie mają geometryczne obrysy i zdradzają malarski temperament – słabość do kreski i linii. Jesteś cały czas w tłumie ludzi, ale bliskość z nimi wcale nie powoduje, że nie jesteś daleko od nich. I to zdanie spoczywające na wersach: spiąć to wszystko w jedną tożsamość, ulepić ją z gliny wypalanej w tych wszystkich piecach, których dym pomazał horyzont nieczytelnym bazgrołem. Poetka wyznaje, że śpiewa hymny zatrzaśniętych drzwi, zrolowanego tynku, opadającej z zawiasów rdzy. Wiersz pomaga jej w odejściu od tego, co nieznośnie każe o sobie pamiętać: obowiązki, praca, toksyczne relacje. Poezja obniżonego nastroju, lękowych epizodów, afektywnych biegunów. Poruszamy się z centrum do centrum. Z miejskiego w miejski. Zawsze ktoś kopsnie szluga, znajdzie się jakiś całodobowy. Wystarczy mieć w głowie zimną klatkę schodową i nie zrażać się sikami, śmieciami, szybkimi krokami. • Odłożyłam telefon • Dzień znowu wali się na mnie całym swoim ciężarem • Z radością mu się poddaję • Otwiera się jakieś okno • Za oknem jest pejzaż: • Fioletowe wzgórza • Poprzeczna skarpa • I jakby dogasające ognisko • To mój obraz • Powiększony, wydrukowany i powieszony za oknem • Nie do końca zasłania widok • Na dole został prześwit • Wąski pasek ulicy • Po której jeżdżą pojebane samochody • I chodzą pojebani ludzie • Bartosz Suwiński