"Odette i inne opowiadania miłosne" to tylko osiem krótkich, z pozoru banalnych historyjek o miłości - najpowszechniejszym uczuciu na świecie. Są genialnie napisane. Prostym, przystępnym językiem, niezwykle lekko. Ale ostatni akapit zawsze zaskakuje. Za każdym razem. Z tą niepozorną książką najlepiej się nie rozstawać. O miłości pisało już wielu. Ale tak pięknie o dobroci pisze się rzadko. Dla mnie te opowiadania są o tym, że warto być dobrym, że trzeba cieszyć się światem, doceniać te wszystkie piękne drobnostki, które zwykle nazywamy głupotami bądź w ogóle nie zwracamy na nie uwagi. Przekaz opowiadań jest oczywisty. Tylko o tym, co oczywiste, zapominamy najczęściej. "Spytała go, co może być pięknego w szarym deszczowym dniu, a on opowiadał o niuansach barw, jakie przybierze niebo, drzewa i dachy, kiedy wybiorą się na spacer po południu, o nieposkromionej potędze wzburzonego oceanu, o parasolu, który zbliży ich do siebie, gdy będą szli pod ramię, o szczęściu, jakie odczują, wracając na gorącą herbatę, o ubraniach suszących się przy kominku, o zmęczeniu, które wtedy z nich spłynie, o tym, jak będą się długo kochać, a potem pod kołdrą opowiadać sobie o swym życiu, niczym dzieci kryjące się w namiocie przed rozszalałą naturą" [biblionetka.pl]