Powieść. Debiut 18-letniego autora z Beskidu Niskiego. Dowód absolutnego słuchu językowego. Grupa osiemnastolatków bawi się, kocha, imprezuje, poszukuje sensu życia w halucynogennych doświadczeniach. Jest to niezwykle żywym, autentycznym, barwnym i dowcipnym językiem nakreślony portret "pokolenia osiem cztery". O młodzieży, dla młodzieży i dorosłych. Od 18 lat. "Przyszedł osiemnastoletni Mirek Nahacz z sąsiedniej wsi. Myślałem, że wpadł jak zwykle pożyczyć jakąś książkę i przez chwilę pogadać o tym i tamtym, jak to się już tyle razy zdarzało. Tym razem jednak żadnej książki nie chciał, rozmowny specjalnie nie był i w ogóle wyglądało na to, że przyszedł, żeby zaraz sobie pójść. I tak rzeczywiście zrobił. Ale na odchodnym położył coś na stole z taką miną, jakby oddawał kasę, której wcale mu się nie chce oddawać. Poszedł, a ja pomyślałem: Boże, żeby to nie były wiersze. Jak już coś ma być, to niech to będzie proza, chociaż też niechętnie, ponieważ nie mam już siły, a muszę codziennie, bo poczta dochodzi nieubłaganie i regularnie, co oznacza około pięciu-sześciu maszynopisów w tygodniu. To daje setki rocznie, a z tego przez te wszystkie lata wydaliśmy raptem dwa. No więc jak już coś, to najlepiej proza, i do tego krótka. Ale jeśli pamięta się kogoś jak latał w krótkich majtkach, znało się jego ojca, brata, mamę, to sytuacja robi się niezręczna i człowiek zaczyna układać sobie w głowie jakąś zagmatwaną, cwaną psychologiczną odmowę, w rodzaju, że jeszcze za wcześnie, ale wszystko wskazuje na to, że ów czas nadejdzie itd... Z drugiej strony człowiek jest ciekawy tego, co tez mógł wymyślić chłopak z sąsiedniej wsi, którego się pamięta, jak latał w krótkich majtkach, więc zasiada do lektury od razu. Po dwóch zaś godzinach dzwoni do autora, żeby złożyć mu wyrazy uznania, a następnego dnia propozycję wydania tego, co autor zostawił mu na stole. Za parę dni autor przynosi jeszcze jedną rzecz i kładzie ją w tym samym miejscu. Istnieje pewien oddzielny rodzaj prozy. Jego wyjątkowość polega mniej więcej na tym, że podczas lektury ma się wrażenie, że nie została napisana, ale ktoś komuś to podyktował. Po prostu czytając, słyszy się głos. Nie należy on wprawdzie do żadnej konkretnej osoby, ale jego brzmienie jest jak najbardziej żywe i niemal cielesne. Tak właśnie wygląda przypadek Mirosława Nahacza. Rzeczywistość nabrała ochoty na wypowiedź i w tym celu wybrała sobie Nahacza, a on zgodził się jej wysłuchać i zapisać. Tak, Szanowne Panie i Panowie, Mirosław Nahacz jest wybrańcem. Tutaj mam absolutną pewność. To się po prostu słyszy. Czegoś takiego nie można się nauczyć, ponieważ nie ma od kogo. To się najzwyczajniej posiada, albo raczej jest się przez to posiadanym. Muszę się przyznać, że piszę to wszystko niezupełnie chętnie i niezupełnie szczerze. Trudno mi mieć żal do Nahacza, ale czuję, że zawiodłem się na rzeczywistości. W końcu w swojej nieograniczonej dobroci mogła jednak wybrać mnie". Andrzej Stasiuk "Czyta się ją jakby był to konkretny, szczegółowy zapis rzeczywistości, która nagrywała się 'sama' na dyktafonie noszonym stale przez autora. Po wielu realizmach, wielkim i małym, krytycznym, socjalistycznym, magicznym, mamy młodzieżowy realizm dyktafonowy, wiernie, sprawnie, beznamiętnie rejestrujący słowa i fakty. (...) Język, myślenie, sposoby życia szkolnych kolegów 'osiem cztery' utrwalone zostały z perfekcyjną precyzją, jakby narrator miał nie tylko dyktafon, ale i kamerę (na ostatnich stronach ogląda ich z dachu budowanego wysokościowca przez rosyjską, marynarską, teleskopową lunetę)". Helena Zaworska, "Polityka" "Nahacz sportretował pokolenie postpeerelu – kalekie, które wchodzi w dorosłe życie bez bagażu wartości...". Cezary Polak, "Gazeta Wyborcza" "Wychowanemu na romantykach i pozytywistach czytelnikowi narracja Nahacza wydać się może jednym wielkim bluzgiem. I słusznie, tyle że akurat w moich oczach taka ocena prozy tej nie dyskredytuje. 'Osiem cztery' to taki sam bluzg jak – dajmy na to – 'Z zamku do zamku' Louisa-Ferdinanda Céline'a". Janusz Drzewucki, "Rzeczpospolita" Zagranicz (...)