Barwy miłości
Autor: | Kathryn Taylor |
---|---|
Wydawcy: | Akurat (2015) Legimi (2015) |
ISBN: | 978-83-7758-964-9 |
Autotagi: | druk powieści |
4.5
(2 głosy)
|
|
|
|
Recenzje
-
Recenzja dostępna również na blogu: [Link] • Grace, studentce ekonomi ze Stanów Zjednoczonych, nadarzyła się ogromna szansa - możliwość odbycia trzymiesięcznych praktyk w Wielkiej Brytanii we wspaniałej firmie Huntington Ventures. Dzięki temu dziewczyna zyska niesamowicie cenne doświadczenie, które pomoże jej w przyszłości w znalezieniu dobrej pracy w zawodzie, oraz dodatkowo pokaże, jak taka praca wygląda od podszewki. Wszystko jest już załatwione, dziewczyna ma zapewnione mieszkanie, za które wpłaciła już zaliczkę - w końcu nic nie może pójść źle. Gdy na lotnisku w Londynie dziewczyna zauważa samego Jonathana Huntingtona - swojego nowego szefa, jest w wielkim szoku, bo przecież to jest niemożliwe, żeby sam właściciel Huntington Ventures pofatygował się na lotnisko, by odebrać zwykłą praktykantkę. Szybko jednak okazuje się, że to tylko zwykły przypadek, jednakże w tym czasie Grace zdążyła już zrobić z siebie ogromną idiotkę. Normalny człowiek pokroju Jonathana z całą pewnością stroił by sobie z niej żarty, jednak ku wielkiemu zaskoczeniu dziewczyny mężczyzna udaje jakby nic się nie stało i zaprasza Grace do swojej limuzyny i oferuje podwiezienie jej do siedziby firmy. To wystarczy, żeby bohaterka nie mogła przestać o nim myśleć, tym bardziej, że jej nowy szef to niesamowicie atrakcyjny mężczyzna. Jak się wkrótce okazuje, Jonathan również nie może przestać myśleć o swojej nowej, uroczej praktykantce... • Do Barw Miłości podchodziłam raczej sceptycznie. Starałam się nie oczekiwać jakoś zbyt wiele od tej książki, gdyż już dawno zdążyłam się przekonać, że takie zapewnienia typu "Najgorętsza powieść od czasów 50 twarzy Greya" raczej rzadko się sprawdzają, a dodatkowo sama nie cierpię takich porównań. Bardzo szybko się jednak przekonałam, że powieść ta w cale nie jest taka zła, jak mi się na początku wydawało. Zgadza się, może trochę do bólu schematyczna i miejscami bardzo przewidywalna, ale mimo wszystko na prawdę przyjemna i wciągająca. • Grace Lawson jest tutaj główną bohaterką powieści, z której to perspektywy poznajemy całą historię zawartą w Barwach miłości. Poznajemy ją, gdy jest w trakcie lotu z Chicago do Londynu, gdzie udaje się na trzy miesięczne praktyki. Dla Grace to niesamowita szansa, lecz również możliwość udowodnienia, że wbrew pozorom bardzo dobrze zna się na ekonomi, którą studiuje i świetnie poradzi sobie w tak dużej firmie, jaką jest Huntington Ventures. Jest to niezwykle ambitna osoba, która doskonale zna swoje możliwości i wie, z czym da sobie radę, a z czym nie. Jest również bardzo otwarta, co pozwala jej niesamowicie szybko nawiązywać całkiem to nowe znajomości. Mimo wszystko jest jednak dość nieśmiała i jak każda kobieta, nie może opędzić się od kompleksów. Jej postać bardzo mi się spodobała, jednakże w bardzo wielu przypadkach miałam jej już serdecznie dosyć. Najbardziej chyba przeszkadzało mi to, że z prawie każdym bohaterem, która tylko chciała o tym słuchać rozmawiała o swoich związkowych problemach. Jestem osobą, która uważa, że takie sprawy powinno zachowywać się dla siebie lub dzielić nimi z najbliższymi osobami, jak najlepsza przyjaciółka, czy siostra. Grace natomiast chyba jest nieco innego zdania, bo podczas lektury Barwy miłości odnosiłam wrażenie, że gdyby było to możliwe, dzieliłaby się z tym z każdą osobą, która tylko zna, albo słyszała o jej obiekcie westchnień. Mimo wszystko jednak bardzo miło spędzało mi się czas w jej towarzystwie. Myślę jednak, że wcale dużym zaskoczeniem nie będzie to, że jednak moim ulubionym bohaterem był tutaj nie kto inny jak Jonathan Huntington. Od samego początku bardzo spodobała mi się nutka tajemniczości, która cały czas towarzyszy tej postaci. Czytelnik wie o nim bardzo mało, tak jak główna bohaterka z resztą, dlatego z zapartym tchem poznajemy kolejny to nowo poznany fakt z jego życia. • Co powiedzieć mogę o samej fabule... Nie wiem czy to była moja wina, czy też po prostu tak działa sama książka, ale im bardziej rozwijała się fabuła, tym bardziej zaczynałam porównywać poznane tam momenty z tym, z czym spotkałam się czytając Pięćdziesiąt twarzy Greya. Czasami odnosiłam wrażenie, jakby wszystko to odbywało się według tego samego schematu. Oczywiście nie można z całą pewnością powiedzieć, że książki są identyczne, gdyż mimo wszystko sama fabuła Barw miłości bardzo różni się od tego, co wymyśliła E L James, jednak myślę, że nie tylko ja potrafiłam dostrzec tutaj ten pewien schemat: nieśmiała dziewczyna, która pojawia się w firmie właściciela miliardera, zarówno on jak i ona po pierwszym spotkaniu zwracają na siebie uwagę, jednak on nie daje do końca tego po sobie poznań, a ona myśli, że i tak nie ma u niego szans, potem on stara się nawiązać z nią jakiś kontakt, co dziwi wszystkich, bo przecież szef tak się nigdy nie zachowuje, mimo początkowych oporów z jego strony i ostrzegań, że w tym związku nie będzie miejsca na uczucia, nawiązuje się pomiędzy nimi gorący romans, itp, itd. A to jest dopiero początek. Starałam się, aby schemat ten nie za bardzo przeszkadzał mi podczas lektury książki, jednak nie da się ukryć, że jest on dosyć mocno zauważalny. • Bardzo spodobał mi się ten motyw tajemnicy Jonathana. Nie będę wam go oczywiście zdradzać, gdyż pozbawiłabym was przez to całej zabawy z czytania tej książki, jednakże jedno co mogę powiedzieć to, że był on dla mnie raczej niespotykany i w ogóle się go nie spodziewałam. • Ogólnie jednak, gdybym miała podsumować moje odczucia do fabuły książki Kathryn Taylor, to śmiało mogę powiedzieć, że jak najbardziej mnie ona wciągnęła i z każdą kolejną stroną bardzo chciałam wiedzieć, jak dalej potoczą się losy głównych bohaterów powieści. • Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym dopiero w połowie książki nie zorientowała się, że autorka książki napisała jeszcze Powrót do Daringham Hall. Tej powieści jeszcze nie czytałam (cały czas czeka na swoją kolej na mojej półce), jednakże już dużo się na jej temat naczytałam. Styl z jakim się spotkałam czytając Barwy miłości idealnie odzwierciedlił mi to, czego spodziewałam się właśnie po Powrocie do Daringam Hall. Książkę czytało mi się bardzo przyjemnie (wbrew pozorom nie jest to wcale jakaś tam głupiutka książeczka dla mało wymagających czytelników). Kathryn Taylor ma na prawdę ciekawy styl, którym świetnie potrafi zachęcić czytelnika do lektury swoich powieści. Zachęciła mnie tym do sięgnięcia po kolejne jej powieści, których z całą pewnością już sobie nie odpuszczę. • Podsumowując więc, Barwy miłości mimo tych moich licznych uwag, na prawdę bardzo mi się podobały i niesamowicie mnie wciągnęły. Nim się obejrzałam już byłam przy końcu powieści i całe szczęście, że akurat miałam już pod ręką kontynuację serii, gdyż nie wiem, jak bym wytrzymała ten czas rozłąki z Grace i Jonathanem. Autorka pisze w niesamowicie interesujący sposób, co jest jej wielkim atutem i ogromną zaletą jej powieści. Potrafiła mimo wszystko zachęcić mnie do dalszej lektury, gdy dostrzegłam w książce ten charakterystyczny dla erotyków schemat, za co moim zdaniem należy się jej przeogromny plus. Barwy miłości to kawał bardzo dobrego erotyku, który z całą pewnością będę mile wspominać. Kolejna jego część już za mną, jednakże już z wielką niecierpliwością wyczekuję trzeciej serii części, która mam nadzieję ukaże się w Polsce bardzo szybko. Jednym słowem, polecam!
-
Czerń. • Zastanawialiście się jakiej barwy jest miłość? Każdemu zapewne kojarzy się ona z czerwienią – rubinową, szkarłatną czy krwistą. Kathryn Taylor pokazuje w swoim debiucie literackim, że barw miłości może być wiele, od czerwieni po czerń. „Barwy miłości” to współczesna powieść przesycona erotyzmem. Każdy odnajdzie w niej swoją barwę. Na okładce książki zamiast informacji o Grey’u powinno znajdować się ostrzeżenie o uzależniającej książce, której czytanie grozi utratą kontaktu z rzeczywistością, emocjonalnym zawrotem głowy i uwolnieniem najgłębiej zakopanych uczuć. •
„Barwy miłości, myślę ze smutkiem. Jeśli rzeczywiście istnieją, to Jonathan jest kruczoczarny. Zbyt ciemny dla mnie.” •
• Grace przylatuje do Londynu, by odbyć praktyki w jednej z najbardziej rozwiniętych firm na świecie – Huntington Ventures. Na lotnisku zaliczą wtopę, która prowadzi do poznania samego szefa firmy – niesamowicie przystojnego i najbardziej pożądanego kawalera na Wyspach – Jonathana Huntingtona. To wydarzenie okazuje się przełomowe, gdyż zamiast praktyk w dziale inwestycji, zaczyna być asystentką szefa. Grace nie ukrywa, że zadurzyła się w Jonathanie i mimo ostrzeżeń nowej przyjaciółki niebezpiecznie zbliża się do niego Jonathan twierdzi, że nie jest zdolny do uczuć. Zbliżenie tych dwojga wywoła lawinę zdarzeń, które ani dla jednego, ani dla drugiego nie będą łatwe. •„Uczuć nie da się przewidzieć ani zaplanować.” •
• Historia Grace i Jonathana tak mnie wciągnęła, że nie potrafiłam przestać czytać. Autorka dokładnie wiedziała, co chce przekazać i zrobiła to w taki sposób, że porusza serce i igra z uczuciami czytelnika. Książka trzyma w napięciu. Przewracając kartki tylko czekamy na moment, w którym bohaterom puszczą wszelakie hamulce i zbliżą się do siebie, oddadzą się sobie całkowicie. A bohaterowie są bardzo dobrze wykreowani. To postacie, którym nie brakuje charakteru, tajemnicy. Postać Jonathana jest intrygująca i każdy chce poznać tą traumę, która tak go zmieniła i pozbawiła uczuć. Grace to skromna dziewczyna. Postacie drugoplanowe są również barwne, ze swoimi charakterystycznymi cechami, za które od razu je pokochałam. • Na pewno znajdą się tacy, którzy porównają „Barwy Miłości” do „50 Twarzy Greya”. Już sama informacja zamieszczona na okładce książki wskazuje, że mamy do czynienia z podobną tematyką. I nie przeczę – tak faktycznie jest. Mamy bogatego, niezwykle przystojnego i bardzo doświadczonego szefa dużej formy. Mamy niedoświadczoną, skromną praktykantkę. I mamy dużo pożądania, namiętności i seksu. Jednak „Barwy miłości” wyróżniają się stylem i czymś, co trudno określić. Te magiczne iskierki skaczące na każdej stronie sprawiają, że od „Barw Miłości” nie sposób się uwolnić. Powieść hipnotyzuje, przenika do naszej świadomości, zawłada nami – jesteśmy skazani na to, co autorka dla nas szykuje i nie możemy powiedzieć „dość”. •„Jest bardzo doświadczonym mężczyzną i ma ciemną stronę osobowości, której nie znam i która mnie nieco przeraża. Jeśli całkowicie zdam się na niego, doprowadzi mnie do granic, za którymi nie wiem, co mnie czeka.” •
• Wychodzę z założenia, że fabuła książki może być przeciętna, ale jeżeli zakończenie pozbawia czytelnika tchu, sprawia, że przez jego twarz przechodzi cała gama uczuć o różnym natężeniu, to wtedy nawet banalną książkę można uznać za bardzo dobrą. W przypadku „Barw Miłości” fabuła może nie zaskakuje nas tak bardzo, nie jest wyszukana, ale zakończenie jest dla nas emocjonalnym Armagedonem. Bardzo współczuję osobom, które czytały książkę nie mając pod ręką kolejnej części. Żyć tak długo z kacem książkowym, z jedną wielką niewiadomą to istny koszmar. • Język i styl książki są na wysokim poziomie. Nie ma przesadnych wulgaryzmów, jak to często bywa w powieściach erotycznych. Autorka zadbała o to, by książkę czytało się przyjemnie. Kathryn Taylor udowodniła, że fabuła nie musi być wyszukana, żeby zaciekawiła czytelnika. Na książkę nie składa się tylko fabuła. Bohaterowie, akcja styl, język – to wszystko musi współgrać, aby powstała powieść, która zapiera dech w piersi. „Barwy Miłości” to książka godna polecenia. Gwarantuję wam miłe chwile spędzone podczas czytania tej lektury.
Dyskusje